18 lis 2016

#10 'friendship


onerepublic - let's hurt tonight

Szła pewnym siebie krokiem w kierunku uczelni. Zaglądała na nią coraz rzadziej, skupiając się na swojej pracy i projekcie. Uczelnia oferowała jej jednak darmową ciemnię, więc korzystała kiedy mogła. Piątek przywitał Nowy Jork niewielkim mrozem i słońcem. Evelyn lubiła własnie taką zimę. Otuliła się szalikiem, wiedząc że już niedługo słupki termometrów podskoczą powyżej zera, a przyroda zacznie budzić się do życia. Blondynka czuła się fantastycznie. Od dawna tak nie było. Weszła na teren kampusu i ruszyła w stronę ciemni, gdzie spędziła trochę czasu. Kiedy wyszła, jak zwykle jej ubrania i włosy nie pachniały najlepiej, ale miała kolejną porcję zdjęć. Z szerokim uśmiechem na ustach wróciła do mieszkania. Nie była pewna czy to uczucie było spowodowane pogodą, ogólną poprawą jej samopoczucia czy może wiadomością, którą zostawił jej wczoraj wieczorem Sebastian. Czuła się trochę jak wtedy, gdy zaczęło do niej dochodzić, że jest w nim śmiertelnie zakochana. Gdy mówił, że jej obecność poprawia mu samopoczucie, a ona czuła się jak najbardziej wyjątkowa osoba na świecie. Tak, popadła w stan euforii. Ale nie mogła nic poradzić na to, że go kochała. 

Weszła do ulubionej kawiarni i zajęła miejsce przy oknie. To co zawsze. Lubiła patrzeć na ludzi mknących po ulicach, wsłuchiwać się w gwar za szybą, który jakby jej nie dotyczył. Czekała.
— Wybacz! Zawsze miałam wrażenie, że poruszanie się metrem po tym mieście jak najszybszym sposobem, ale ten tłum... — jęknęła Violet siadając na przeciwko niej. — Ładnie wyglądasz... — powiedziała, patrząc z uśmiechem na przyjaciółkę. Ta rozpromieniła się jeszcze bardziej i skinęła na kelnera.
— Nie jedziesz dzisiaj do Bostonu? — zagadnęła Evelyn, kiedy przyjaciółka zdjęła z siebie kurtkę i szalik, pozostając w uroczej, różowej czapce.
— Nie. Theo mówił, że ma dużo nauki, więc będzie zajęty. Postanowiłam sobie odpuścić. W przyszłym tygodniu przyjeżdża do Newport na dłużej. Ale powiedz mi jak z Sebastianem.
— Chyba dobrze... Dzwonił wczoraj, bo chciał usłyszeć mój głos... W sumie nagrał mi się tylko... — Zmarszczyła brwi. — Jego głos brzmiał... smutno. Jakby czymś się przejmował.
— Ja na jego miejscu też bym się przejmowała będąc w takiej chujowej sytuacji... — Skrzywiła się. Evelyn przechyliła głowę na bok i zgromiła ją wzrokiem.
— Daj mu szansę... Naprawdę się stara.
— Dobra, dobra! Wiem, że to twój Sebastian... — zaśmiała się głośno. Blondynka spuściła wzrok i popatrzyła na swój kubek.
— Nadal mam mętlik w głowie i w sercu... — szepnęła. 
— Czyli nie ukrywasz, że chciałabyś żeby wrócił.
Pokręciła głową.
— Dość o mnie. Opowiadaj, proszę! Nie chcę o tym myśleć. Chce posłuchać jak idą ci studia, jak z Theo, jak plany. WSZYSTKO!
— Okey... Studia idą mi fantastycznie. Kończę przygotowywać projekt na zaliczenie licencjatu. Będę go bronić w połowie maja. Zastanawiałam się potem nad przeprowadzką do Bostonu. Theo robi staż w kancelarii prawniczej i... no wiesz, nie mam tu pracy, dopiero będę szukać, więc równie dobrze mogę to robić w Bostonie.
— Zostawisz mnie? — Udała oburzenie Evelyn i upiła łyk kawy.
— Wybacz. Ale Boston nie jest na końcu świata!
— Wiem. — Na twarzy blondynki pojawił się szeroki uśmiech. — I też uważam, że to świetny pomysł. Będziesz z Theo, otworzą się przed tobą nowe możliwości, nie będziesz musiała spędzać tyle czasu na jeździe w tą i z powrotem. Możecie w końcu zacząć budować wspólną, stabilną przyszłość...
— Och tak... Oboje bardzo tego chcemy... No wiesz... Mieć własne mieszkanie, zacząć myśleć o ślubie... — powiedziała Violet z szerokim uśmiechem.
— Bardzo dobrze. Zasługujecie na to.
— A ty? Jakie są twoje plany?
— Znowu o mnie? Nie! Miałyśmy rozmawiać o tobie! — Nieustępliwy wzrok przyjaciółki ukrył wszelkie jej jęki i protesty. — Cóż... Na razie mam pracę, z której nie mam zamiaru rezygnować. Ale chcę zostać w Nowym Jorku, bo dla artysty to jedno z najlepszych miejsc do rozwoju. Plus... za bardzo je kocham.
— Matko, Eve... Jesteśmy dorosłe... Kiedy to się stało? — zaśmiała się Szatynka.
— Nie mam pojęcia.

Ja i Violet znamy się od dziecka. Poznałyśmy się w szkole i w sumie tak to się potoczyło, że zaprzyjaźniłyśmy się. Oczywiście, był okres że była zazdrosna o Sebastiana. Chciała żebyśmy miały taką więź jak moja i jego, ale... no wiesz, jego znam od berbecia. To nie zmieniło faktu, że Violet była mi bardzo bliska. Zabiłaby każdego kto mnie skrzywdził... Żebyś ją widziała, kiedy zobaczyła jak płaczę przez Sebastiana. Była gotowa lecieć do Kalifornii i go wykastrować. Kocham ją. Jest dla mnie jak siostra i cieszę się jej szczęściem, chociaż wiesz... oczywiście czuję się zazdrosna, że jej się powodzi a mi nie. Ona i Theo spotykają się... od... rany... prawie 10 lat! Tak... Myślę, że czuję zazdrość, że oni są nadal razem, a ja i Sebastian... Czy...? Wiesz, to było tak, że ja i Violet się przyjaźniłyśmy. Ona i Sebastian nie do końca. Tolerowała go, widziała że jesteśmy sobie bliscy, ale oni nie byli blisko. Sebastian i Theo... nie wchodzili sobie w drogę. Chłopak mojej przyjaciółki dobrze się uczył, był raczej wycofany, od czasu do czasu chodził na imprezy, więc był idealnym celem dla popularnych, żeby się z niego nabijać. Zresztą ja też. Tylko przez Huntera byliśmy nietykalni. Oczywiście mimo wszystko znaleźli się tacy, którzy nas chcieli zgnoić.
A Violet? Jest bojowa, buntownicza, wiecznie uśmiechnięta, pełna energii. Uzupełniała mnie. Miała to czego mi często brakowało. Zawsze trudno było jej odmówić. Zrobiłaby dla mnie wiele, była... jest cudownym wsparciem. Czasem mnie beszta i jest do bólu szczera. Ale za to ją kocham.

Siadła na przeciwko przyjaciela i milczała. Potrzebowała chwili, żeby uspokoić oddech. Wejście na ósme piętro było dla jej kondycji wyzwaniem. Nie zdała.
— Twoja pieprzona winda... — wydukała. Zaśmiał się głośno i wyszedł do kuchni, żeby przynieść jej kolejną szklankę wody. — Zanim dojdę do siebie... Opowiedz jak randka.
— Interesująco. Zresztą jak zawsze... pokładam w tym gościu nadzieje... — Uśmiechnął się Colton i rozsiadł wygodnie na fotelu.
— Jaki on jest? Co robi?
— Jest bardzo przystojny, niczym model! — Uśmiechnął się promiennie chłopak. — Skończył studia dziennikarskie, aktualnie pracuje w redakcji NYArts. Ma dwadzieścia siedem lat. Jest naprawdę cudowny i wie o mnie wszystko. Bardzo lubię się z nim spotykać...
— Mam nadzieję, że go poznam. — Uśmiechnęła się do niego, w końcu odzyskując kontrolę nad oddechem.
— Oczywiście! Jak tylko masz ochotę, możemy się ustawić na przyszłą sobotę.
— Chętnie... — powiedziała i utkwiła wzrok w szklance wody, którą trzymała między dłońmi.
— O rany, ale gafa! Nie musimy tego robić tak szybko. Jestem pewny, że Marcus jest w stanie poczekać jeszcze...
— Poczekać? — Uniosła na chwilę wzrok.
— Bardzo chce cię poznać. Wiele mu o tobie opowiadałem.
— Nie, Colton. Nie musimy czekać... Cieszę się twoim szczęściem. Cieszę się, że mimo wszystko nie przygniotłam cię swoimi problemami i układasz sobie życie... Bardzo, ale to bardzo chcę żebyś się uśmiechał i wreszcie przestał mną przejmować. W ostatnich miesiącach byłam... okropna.
— Nieprawda. Najważniejsze że wychodzisz na prostą, a jeśli nie chcesz jeszcze go poznawać...
— Nie... To nie to... Po prostu wszystkim się układa... A ja nadal nie potrafię ruszyć dalej. Ale to nic. Naprawdę. Chętnie poznam Marcusa... Opowiedz o nim coś jeszcze...
Chłopak zabrał się za opowiadanie, a ona słuchała. A przynajmniej się starała.

Nie muszę ci opowiadać o Coltonie. Wiesz o nim wszystko. Cieszę się, że kogoś znalazł. Cieszę się, że kogoś pokochał. Zasługuje na to i bałam się, że moimi problemami i napadami doprowadzę u niego do nawrotu... Bałam się, że zamknie się w mojej bańce depresyjnej i skupi się na mnie a nie na sobie. Naprawdę się cieszę, że dobrze sobie radzi. Ja po prostu... No wiesz... Siostra w ciąży. Przyjaciółka bliska wyprowadzki do chłopaka z którym jest dziesięć lat, przyjaciel w końcu kogoś poznał i się zakochał... A ja? Tkwię w tym samym punkcie od pięciu lat...


około 5 lat temu (październik 2012)
Wybiegła z gabinetu i zaczęła intensywnie naciskać na przycisk przywołujący windę. Chciała się stąd wydostać. Miała wrażenie, że się dusi. Szok wywołany diagnozą był zbyt duży. Wyszła z gabinetu ze łzami w oczach a lekarka jej nie powstrzymywała. Szlochała cicho, okrywając się szczelnie swetrem i starała się ukryć przed wścibskim spojrzeniem nielicznych osób. Nie chciała by obcy patrzyli na nią, widzieli jej słabość i łzy. Nawet w takim miejscu, gdzie niemal każdy wychodził zapłakany. Poczuła delikatny dotyk na ramieniu. Wzdrygnęła się i odwróciła ze wzrokiem godnym wystraszonej sarny.
— Wybacz... — powiedział ciemnoskóry chłopak. Był od niej wyższy, miał krótko przystrzyżone włosy, brązowe oczy, które patrzyły na nią ze zrozumieniem. Pomiędzy smukłymi palcami trzymał paczkę chusteczek. Sięgnęła po nie niepewnie. Wytarła oczy i nos po czym popatrzyła na chłopaka, który nadal ją obserwował. Nie potrafiła tego wyjaśnić, ale poczuła jakąś dziwną więź między nimi, która zerwała się w momencie gdy winda oznajmiła pojawienie się na tym piętrze, a drzwi się rozsunęły. Oddała mu resztę paczki i weszła do środka. Gdy chłopak powoli znikał za drzwiami, nadal na nią patrząc, wydukała tylko ciche 'dziękuję'. Uśmiechnął się, odsłaniając urocze dołeczki w policzkach. Winda ruszyła w dół.


teraźniejszość
Kiedy w końcu dotarła do domu, była emocjonalnie wyczerpana. Na przestrzeni zaledwie kilku dni dowiedziała się o szczęściu tylu osób, że sama poczuła się jak żałosna kupa gówna, która oczywiście nic ze sobą nie potrafi zrobić i tkwi w przeszłości zamiast ruszyć dalej. Gdyby mogła, najchętniej kopnęła by się w dupę, a potem rąbnęła swoją głową o ścianę, żeby się otrzeźwić. Właśnie chciała zaprzepaścić tygodnie pracy i psychoterapii, przez to, że wszyscy dookoła byli szczęśliwi. Własnie okrzyknęła się najgorszą siostrą i przyjaciółką w dziejach, która cieszy się tylko na pokaz. Westchnęła głośno, robiąc sobie ciepłą herbatę i drapiąc kota za uchem. Spojrzała na zegarek. Było już po 23. Nie mogła pojąć jak jej się udało tak zasiedzieć u Coltona. Pokręciła głową i spojrzała na telefon, który zaczął dzwonić. Odebrała, chociaż powinna kategorycznie olać tak późne połączenia od nieznanego numeru.
— Tak? O hej... Tak, oczywiście, że pamiętam. Nie wiedziałam, że jesteś w mieście i masz mój numer... Naprawdę?! Gratulację. Co się stało? Poważnie? Dobra, powiedz mi gdzie jesteś, zaraz tam będę... Okey, dobra czekaj na mnie... — mruknęła zbierając swoje rzeczy i wychodząc z mieszkania.

Muzyka była dla niego nie do zniesienia. Siedział na loży i czuł jak melodia dudni mu w głowie. Miał wrażenie, że zaraz eksploduje. Świat wirował, dlatego położył się na sofie i wyciągnął telefon. Od początku miał zamiar się spić i nie myśleć, bo jak na razie był tylko wrzodem na dupie, a nie kompanem do zabawy. Chciał wykręcić jeden numer. Bardzo tego potrzebował, ale od samego patrzenia na ekran chciało mu się wymiotować. Niewielkie literki migały, powodując że zmrużył oczy. Położył telefon ekranem do dołu na swoim brzuchu i popatrzył na sufit, na którym migały światełka. Zamknął oczy, nie mogąc znieść tego wszystkiego.
— Sebastian, brachu, przesadziłeś... — Usłyszał nagle głos Ethana, który musiał stać nad nim. Otworzył oczy i zobaczył właścicielkę numeru, pod który chciał zadzwonić. Patrzyła ze zmartwieniem.
— Chodź, Imprezowa Bestio. Zabieram cię do domu... — powiedziała, pomagając mu wstać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Każdy komentarz motywuje do dalszego pisania i wywołuje szeroki uśmiech na twarzy autorki :)
Wasze uwagi mogą mieć wpływ na mój warsztat, ale także na fabułę!
Za każdy wpis i odwiedzenie bloga ogromnie dziękuję :)

Obserwatorzy

Szablon stworzony przez Lune / Technologia Blogger / Credits: X X X