10 lis 2016

#09 'flashbacks 3




około 9 lat temu (marzec 2008)
Wydawało jej się, że śpi mocno. A jednak, gdy drzwi na taras się uchyliły, otworzyła szeroko oczy i spojrzała w tamtym kierunku. Od dawna wiedziała, że nie powinna zamykać drzwi. Szczególnie, jeśli nie miała ochoty w nocy wstawać i wyrywać się ze snu przez uporczywe stukanie oraz liczne połączenia telefoniczne. Albo miała litość dla Sebastiana, który zakradał się do niej, a jeśli nie dostał się do środka, to siedział na tarasie do rana. Nie ruszyła się spod ciepłej kołdry. Słyszała jak zrzuca z siebie kurtkę, ściąga buty i kroczy w kierunku łóżka. Poczuła jak materac się ugina pod jego ciężarem. Leżał na kołdrze i wpatrywał się w sufit. Podobnie jak ona.
— Zerwałem z Mandy... — Usłyszała. Poczuła, jak łapie ją za dłoń i lekko zaciska palce.
— Dlaczego?
Wzruszył ramionami.
— Podobno łazi do tego palanta Samuela. Nie będę pozwalał się zdradzać na prawo i lewo.
— Ja bym cię nie zdradziła... — mruknęła, odwracając się na bok i patrząc na jego profil. Uśmiechnął się.
— Wiem... To ty jesteś ta porządna — zaśmiał się cicho.
— Przesadzasz... Nie jesteś zły, Sebastian.
— Idź spać, Lyn... — powiedział i przyłożył swoją dłoń do jej twarzy. Strzepnęła ją i odwróciła się do niego tyłem.
— Lepiej sobie nastaw budzik. Jak ktoś cię tu znajdzie to będę miała przesrana.
— Ty?
— Twoi rodzice są spoko. Moi najchętniej do dwudziestego pierwszego roku życia nie chcieliby mnie widzieć z facetem. 
— Ale to ja... — oburzył się.
— Z tobą najbardziej.
Przytulił się do jej pleców, przerzucił swoją nogę przez jej udo i objął ją ramieniem. Uśmiechnęła się pod nosem i mocniej wtuliła w jego ciała. Czuła się przy nim bezpiecznie. Nawet jeśli dla niego nie znaczyło to nic więcej, a jej serce zaczynało morderczy galop - nic ją nie obchodziło. Dopóki był przy niej, wszystko wydawało się łatwiejsze.

Dlaczego? Wiesz, rodzice go lubili... Ale miał opinię... chuligana. Nie chcieli widzieć swojej córeczki u jego boku. Tolerowali jego obecność, ale my razem? Wtedy był na samym przedzie listy: "Chłopcy, z którymi nie chcemy widzieć swoich córek". (Śmieje się głośno) Ale trzeba przyznać, że z reguły to Sebastian wyciągał mnie z opresji. Był moim bohaterem... Rycerzem w lśniącej zbroi. I to dosłownie.

około 9 lat temu (kwiecień 2008)
Biegła. Starała się robić to jak najszybciej potrafi, ale płuca paliły, każdy oddech bolał, a mięśnie nóg odmawiały posłuszeństwa. Z jej oczu leciały słone łzy, a strach powoli przybliżał ją do ataku paniki. Chyba tylko adrenalina spowodowała, że jeszcze nie skuliła się pod ścianą i nie błagała o litość. A o to im chodziło. Wiedziała to.
— Hej! Zatrzymaj się! Chcemy się tylko zabawić! Nie wiesz co to zabawa?! — krzyczeli jej oprawcy. Catherine, jej szkolna zmora, przyprowadziła oprócz dwóch koleżanek, dwóch kumpli, którzy najwyraźniej chcieli w bardzo brutalny sposób jej pokazać, co to jest zabawa w ich mniemaniu. Bała się. Jak nigdy. Bo dotychczas wylany napój na głowę, wyzwiska, ewentualnie wyrzucenie wszystkiego z torby było niczym tragicznym. Dzisiaj miała przed oczami najgorsze wizje. Pobicie, przypalanie... gwałt... Czuła jak zwalnia. Mimowolnie. Jej ciało było już na skraju wyczerpania, bo ten morderczy bieg ciągnął się od ponad trzech kilometrów, a ona nie miała najlepszej kondycji. I gdy odwróciła się, żeby sprawdzić gdzie jest pościg, uderzyła w coś. A raczej kogoś. Silne ramiona zacisnęły się na jej. To był jej koniec. Któryś podbiegł inną drogą, żeby złapać ją i skatować. Nie rozumiała jak można kogoś tak nienawidzić i gnębić. Nie miała pojęcia czym sobie na to zasłużyła. Chciała się wyrwać z objęć napastnika. Z zamkniętymi oczami zaczęła się szamotać.
— Nie, nie... Proszę... — mówiła cicho, szlochając. 
— Eve... Co się stało? — Usłyszała. Podniosła wzrok i zobaczyła zatroskany wzrok Sebastiana. Pokręciła przecząco głową i wtuliła się w jego tors. Była od niego nieco niższa, więc twarz miała akurat na jego wysokości. — Eve, nie mów że nic. Jesteś roztrzęsiona. Dawno nie widziałem cię w takim stanie... — Rzucił swoją torbę treningową na chodnik. Objął ją i przytulił do siebie, zauważając że w ich stronę biegnie piątka osób. — Znowu? — warknął.
— Sebastian, nic nie rób. Proszę cię. Jeszcze zrobią ci krzywdę. Po prostu stąd chodźmy... — powiedziała z paniką w głosie. Nie było szans. Grupa do nich dobiegła. Dwóch chłopaków zwolniło, dochodząc do nich niczym lwy na polowaniu. Sebastian zasłonił ją własnym ciałem.
— Czego chcecie?! — warknął w ich stronę. — Macie jakiś problem?
— My nie. Ale nasze koleżanki, mają problem do twojej koleżanki.
— I to daje wam prawo, żeby ją prześladować? 
— Och, obrońca się znalazł! — syknął jeden z chłopaków i rzucił się na Sebastiana. Evelyn krzyknęła głośno. Po chwili cała trójka biła się i przepychała, a dziewczyny dopadły do niej. Trzymały ją, żeby nie mogła rzucić się na pomoc Sebastianowi, któremu niekoniecznie szło walczenie z dwoma chłopakami, jednak dawał z siebie wszystko. W końcu, jednym ciosem udało mu się powalić pierwszego i zabrał się za drugiego. Blondynka szarpała się i płakała. W końcu przestała, poddając się agresorom. Czuła jak dociskają ją do ściany, więc tak jak zwykle, osunęła się i skuliła, przyjmując ciosy i kopniaki bez krzyków. Tylko z głośnym szlochem. Dopiero gdy poczuła delikatny dotyk na ramieniu, podniosła wzrok.
— Jestem żałosna... — powiedziała cicho.
— Nie jesteś... Chodź, trzeba spojrzeć na twoje oko i wargę... — Jęknęła gdy złapał ją za rękę. — I nadgarstek...
Popatrzyła na jego twarz. Miał podbite oko, pękniętą skroń i wargę. Zwróciła uwagę na to, że jej prześladowcy zniknęli.
— Policja jechała... — wyjaśnił chłopak.
— To moja wina... — powiedziała, obejmując go mocno. Zabrał swoją torbę i ruszyli w stronę jego domu.
— Moich rodziców nie ma... — mruknął, gdy weszli przez drzwi do przestronnego korytarza, który prowadził do ogromnego salonu z jadalnią i kuchnią. Sebastian siadł na sofie i odchylił głowę do tyłu. To Evelyn poszła do łazienki, zabrała apteczkę i przyniosła okład z lodu.
— Ściągnij bluzkę... — powiedziała cicho. Zrobił co kazała. Nigdy nie był nadmiernie umięśniony. Po jego ciele widać było, że ćwiczy i uprawia sport, ale nie był typowym napakowanym sportowcem, co Evelyn zdecydowanie zawsze się podobało. Był szczupły, a jego mięśnie były lekko zarysowane. Teraz, w okolicach żeber miał wielkiego siniaka. Jeszcze nie paskudnie zielonego, ale wiedziała, że za kilka dni taki się stanie. Delikatnie przyłożyła mu okład w to miejsce. Syknął, ale złapał ją za rękę i nie pozwolił jej odsunąć. W końcu ją zabrała, żeby opatrzyć mu rany. Nie były na szczęście głębokie, ale zapewne uderzenia poskutkują zasinieniami.
— Przepraszam... To moja wina.
— Przestań... Cholera wie, co by ci zrobili. Czemu one mają z tobą taki problem?
Wzruszyła ramionami. Siadła obok niego. Objął ją jedną ręką i przyciągnął do siebie.
— Zawsze będę ci pomagał. Jeśli nadal będą ci grozić, mów.
— Pamiętasz jak mówiłam jako dziecko, że będę księżniczką? — zaśmiała się cicho, ukrywając twarz w jego koszulce. — Jesteś moim rycerzem.
Wybuchnął głośnym śmiechem. Po chwili jęknął, odczuwając ból obitych żeber.
— Mam wyrzuty sumienia.
— Bywałem w gorszym stanie, Lyn. Wiesz, że żaden ze mnie rycerz... 
— Nie zgodzę się... — Podniosła głowę, żeby popatrzeć mu w oczy. 
— Masz ochotę wyskoczyć gdzieś w nocy? 
— Czy to nie dzisiaj jest impreza u Patricka? 
— Nie muszę chodzić na wszystkie imprezy... Poza tym, mógłbym po raz pierwszy uderzyć kobietę, jeśli Catherine by się tam pojawiła... Wolę spędzić ten czas z tobą.
Uśmiechnęła się do niego szeroko. Złapał ją za kark i popatrzył prosto w oczy. Jej serce przyspieszyło. Liczyła, że nastąpi to, na co skrycie czekała od dawna. Liczyła, że w końcu okaże się, że Sebastian odwzajemnia jej uczucia, o których nie mówiła głośno. Liczyła, że ją pocałuje. Ale on tylko oparł swoje czoło o jej. 
— Zadzwonię do Lindy i powiem, że nie będzie mnie wieczorem... — szepnął i wstał z miejsca.
Ach tak, zupełnie zapomniała o Lindzie - jego nowej dziewczynie. Zamknęła oczy. 

Czy jego dziewczyny mnie nienawidziły? Oczywiście, że tak. Każda była zazdrosna, bo on nigdy, w stosunku do żadnej, nie zachowywał się tak jak w stosunku do mnie. O mnie się troszczył, bronił, czasami przedkładał spotkania ze znajomymi, bo ja miałam problem, byłam chora, sama albo złapałam doła. Wyobrażasz to sobie? Jak tu nie nienawidzić takiej jak ja? Jeszcze żałosnej, nudnej i nie wartej zachodu... Nie rozumieli naszej więzi...
Kiedy się w nim zakochałam? Chyba lepsze byłoby pytanie, kiedy sobie to uświadomiłam. Nie wiem... To spłynęło na mnie jak jakieś mistyczne objawienie. Nagle. Chociaż naprawdę mam wrażenie, że kochałam go od bardzo dawna. Nawet wtedy gdy przychodził i opowiadał o jakiś dziewczynach, z którymi się spotykał. Nigdy nie czułam zazdrości... Ale zawsze było jakieś takie ukłucie... Myślałam, że to przez to, że on tak sobie radzi a ja to takie popychadło, którego nikt nie chce tknąć kijem od szczotki. Jednak był taki moment...


około 9 lat temu (styczeń 2008)
Leżała i czytała książkę, zastanawiając się w jaki sposób zakomunikować rodzicom, że chce spędzić część wakacji u dziadków w Kalifornii. Liczyła, że może na szesnaste urodziny po prostu poprosi o bilety. Marzyło jej się, żeby chodzić po ciepłej plaży i obserwować ludzi na deptaku. Szczególnie teraz, gdy za oknem leżał śnieg i wiał okropny wiatr, miała przed oczami Los Angeles i Venice Beach. Dopiero uporczywe stukanie w okno wytrąciło ją z rozmyślań o cieple i słońcu. Podniosła się i podeszła do drzwi balkonowych.
— Zapomniałaś zostawić otwarte?! — warknął Sebastian, wchodząc do środka i otrzepując się ze śniegu. Popatrzyła na niego skruszona.
— Długo tam stałeś? — zapytała, splatając dłonie na dole pleców.
— Piętnaście minut. — odparł zdenerwowany, łapiąc jej twarz w dłonie i całując ją w czoło. Był lodowaty.
— Chodź... — Pociągnęła go za rękę w stronę łóżka i otuliła ciepłym, pluszowym kocem. — Nie masz telefonu?
Uśmiechnął się do niej szeroko. Zdjęła mu czapkę z głowy i poleciła ściągnąć buty. Był naprawdę przemarznięty i trząsł się, mimo iż leżał pod jej najcieplejszym kocem, a w pomieszczeniu było mocno nagrzane.
— Kurwa, Sebastian, wiesz jakie masz kruche zdrowie, a odwalasz takie coś?! — powiedziała niezadowolona, uderzając go w ramię. — Idę po herbatę.
Wyszła z sypialni i ruszyła do kuchni, starają się nie zrobić hałasu i nie pobudzić domowników. Czasami Sebastian był tak nieodpowiedzialny, że miała ochotę mu mocno przywalić. To ona potem się martwiła i starała nim opiekować. Kiedy wróciła, siedział po turecku na jej łóżku i czytał książkę, którą zostawiła. Rozważna i romantyczna.
— Ciekawa... — mruknął z cwanym uśmieszkiem, kichając głośno.
— Hunter... — Z pomiędzy jej ust wydostał się groźny warkot. — Jesteś... Taki irytujący czasami! Powinnam wygonić cię do domu. 
— Ale tego nie zrobisz, Księżniczko. — odparł, biorąc z wdzięcznością kubek z ciepłą herbatą z dodatkiem cytryny i miodu. Wywróciła oczami i wyrwała mu książkę.
— Będziesz jutro chory. Mówię ci. Oby się skończyło czymś łagodnym! Jak nie otwieram to trzeba wrócić do siebie, cholera jasna!
— Wiem. Nic nie poradzę na to, że lubię z tobą spać. — Uśmiechnął się łobuzersko. Na każdą dziewczynę to działało. Nawet nie była pewna czy na nią też. Chociaż teraz z całą pewnością nie. Była zbyt zła.
— Spać ze mną? Nawet nie możesz mnie przelecieć... — zaśmiała się głośno.
— Sypiam tylko z tobą. Z tamtymi się tylko... no wiesz.
Uniosła wzrok do góry. Zbyt szybko zaczął odwalać takie rzeczy i obawiała się, że długo z tego nie wyrośnie i skończy jako nimfoman z rozpieprzonym życiem, bo seks jest ważniejszy.
— Męska dziwka — mruknęła pod nosem.
— Słyszałem.

Oczywiście się nie myliła. Z jego odpornością, niewiele trzeba było, żeby wylądował na ostrym dyżurze z wysoką gorączką i bólem głowy tak silnym, że mdlał. Musiał się wymknąć w nocy, gdy zasnęła, bo tuż po pobudce, dostała informację od matki, że Sebastian jest w szpitalu. Kiedy jej rodzicielka wyszła, wywróciła oczami i zaczęła się ubierać. Miała gdzieś, że powinna iść do szkoły. Musiała go zobaczyć. Martwiła się. Wiedziała, że jest źle i... No właśnie... Odczuwała wielką potrzebę, żeby go zobaczyć. Żeby sprawdzić, czy wszystko z nim w porządku, bo wiadomo było, że każda choroba jest dla niego niebezpieczna. I kiedy minęła złość, pojawiło się inne uczucie: strach. Nie mogła go stracić, Sebastian był dla niej zbyt ważny. Ubrała ciepły sweter, obcisłe spodnie i grube skarpetki z wełny alpaki. Zabrała rzeczy do torby i zbiegła na dół, zakładając po drodze czapkę i łapiąc buty oraz kurtkę. Tuż przy drzwiach je założyła i już miała wychodzić, gdy z kuchni wyszła jej matka.
— Gdzie się wybierasz?
— Do... szkoły?
— Ach tak. A nie do szpitala? — Kobieta uniosła do góry jedną brew i skrzyżowała ręce na piersiach.
— Mamo...
— Nie ma mowy, Evelyn. Sebastian jest chory, możesz się zarazić. Zjedz śniadanie i odwiozę cię na lekcje.
Dziewczyna westchnęła głośno. Wiedziała, że w starciu z mamą nie ma szans. Stwierdziła, że zerwie się z ostatniej lekcji i pojedzie do szpitala, który był niedaleko szkoły.
Oczywiście swoje plany zrealizowała. Pomijając fakt, że zerwała się z dwóch ostatnich lekcji a nie jednej. Wcisnęła nauczycielom kit, że Sebastian był u niej wczoraj i mogła się zarazić, bo nie najlepiej się czuje. Gdy zaproponowali, że wezwą jej matkę, powiedziała, że pod szkołą czeka na nią starsza siostra. Nie było to kłamstwem, bo zapłakana zadzwoniła do Olivii, błagając, żeby ta zabrała ją do przyjaciela, a dobra siostra, która wyjątkowo wcześniej wróciła na weekend do domu, zgodziła się na wszystko.. Kiedy weszła do szpitala, nie musiała pytać gdzie iść. Była tu w tej samej sprawie zbyt wiele razy. Tyle, że tym razem było inaczej. Czuła się inaczej. Olivia szła za nią, mówiąc że jeśli wygada się mamie, że to ona ją zawiozła, to pożałuje tego. Jednak gdy starsza z sióstr zobaczyła rozbiegane i pełne paniki spojrzenie Evelyn, przestała jej grozić.
Sebastian trafiał zawsze do najlepszej, prywatnej kliniki w Newport. Kilka razy przy groźniejszych chorobach, zabierali go do Nowego Jorku. Fakt, że był tutaj ją nieznacznie uspokajał.
— Pilnuj, czy tata gdzieś się nie kręci... — powiedziała cicho i uchyliła drzwi, zaglądając i upewniając się, że w sali nikogo nie ma. Rodzice nie lubili, gdy przychodziła do Sebastiana gdy był chory. Bali się, że się zarazi. Podobnie było, gdy to ona była chora, ale rozumiała to w stu procentach.
Chłopak spał na jedynym łóżku w sali. Podpięty był do kroplówki i jakieś maszyny. Upewniła się, że jego matka nie jest w łazience. Przysunęła krzesełko do jego łóżka i złapała go za rękę. Był blady i wyglądał jak mały chłopiec. Nienawidziła oglądać go w takim stanie. Nawet nie zauważyła, że z jej oczu leżą łzy. Po raz pierwszy czuła się aż tak źle, oglądając go w szpitalu.
— Ty uparty gnojku... — powiedziała cicho.
— Przyszłaś... — Usłyszała. Czuła jak bardzo był słaby, jednak patrzył na nią szeroko otwartymi oczami.
— Na chwilę. Jak zwykle nie pozwalają mi tu być...
— Słusznie, możesz się zarazić. Poza tym mój urok poszedł się jebać.
— Debil... — powiedziała, ocierając łzy i uśmiechając się blado. — Nie możesz być zajebisty cały czas... To by było niesprawiedliwe.
Złapał ją lekko za rękę.
— Dzięki tobie czuję się lepiej...
Mogła przysiąc, że słyszy jak jej serce obija się o żebra. Dlaczego tak reagowała? To Sebastian, jej najlepszy przyjaciel, który co chwila u niej spał, pocieszał ją, bronił, ale też irytował jak nikt inny. Jej Sebastian, którego znała od dziecka i traktowała jak brata. Dlaczego, więc jej serce łomotało w piersi jakby zaraz miało wyskoczyć? Dlaczego na jej twarzy pojawił się mimowolny, rozmarzony uśmiech, gdy powiedział, że dzięki jej obecności czuje się lepiej?
Pogłaskała go po dłoni.
— Jak się będziesz tak uśmiechać, to jutro mnie wypiszą.
— Przestań gadać głupoty — mruknęła cicho pod nosem.
— Martwiłaś się?
— Ani trochę... — Pociągnęła lekko losem.
Zaśmiał się cicho.
— Naprawdę się cieszę, że jesteś. Od razu mi lepiej, Słoneczko.
— Zaraz muszę iść. Nie mogę wpaść na tatę. Zabronili mi przychodzić.
— Jaka z ciebie buntowniczka! — Zadrwił.
— Mam niezłego nauczyciela.
— Cieszę się, że ich nie posłuchałaś... Pomimo, że to durny pomysł. — Przymknął na chwilę oczy. Jej serce nadal mocno waliło i bała się, że chłopak w końcu usłyszy ten hałas.
— Wyzdrowiej szybko... Już mi ciebie brakuje... — mruknęła, mając ogromną ochotę, żeby się do niego przytulić.
— Się robi. Nie mogę zawieść mojej dziewczyny, co?
Tymi słowami powalił ją na łopatki i przygniótł do podłogi. Tylko dlaczego? Chciała wybiec z sali i odetchnąć chociaż chwilę, żeby się zastanowić co się z nią do cholery dzieje. Nie wierzyła, że jej serce może bić tak szybko. Patrzyła mu prosto w oczy, dostając ataku paniki.
— No, nie możesz... — mruknęła. — Idę. Kocham cię, Sebastian... — powiedziała, podnosząc się z miejsca. Uśmiechnął się szeroko. Mówiła mu to tyle razy, że zdawało się, że to nic nadzwyczajnego. Mówiła tak, bo kochała go jak brata. Więc dlaczego tym razem, czuła, że te słowa znaczą coś zupełnie innego?

2 komentarze:

  1. Nie mogę się powstrzymać i swój komentarz zacznę od tego – piękny gif :)

    A teraz przechodzę do rozdziału. Uwielbiam te Twoje flashbacki – one tak pięknie się łączą i uzupełniają w całą historię Evelyn i Sebestiana. Spodobało mi się to, że później komentujesz wspomnienia dziewczyny z późniejszej perspektywy czasowej i jeszcze do tego z terapii. Podoba mi się to, jest to takie świeże spojrzenie na to, co było przed laty. Wspomnienia Evelyn pokazują jak ważną rolę odgrywał Sebastian w jej życiu. Powoli zaczynam rozumieć ból, którego doświadczyła Evelyn po rozstaniu i radość z tego, że na nowo odzyskała kontakt z mężczyzną. Myślałam też, że dziewczyna miała względnie szczęśliwe i udane życie przed tym nieszczęsnym rozstaniem, ale chyba nie do końca tak było. Miała grono osób, które jej stale dokuczało, Sebastian, którego kochała, ciągle zadawał się z innymi dziewczynami a jej rodzice nie chcieli, by cokolwiek pojawiło się między nią a Sebastianem. Mężczyzna z pewnością był i jest dobrym przyjacielem Evelyn, tylko zastanawiam się czy wejście po raz drugi w ten związek, ponownie nie przyniosłoby bólu kobiecie.

    Z przykrością muszę stwierdzić, że twoje rozdziały są zdecydowanie za krótkie. Na całe szczęście pojawiają się dość często. Z niecierpliwością czekam więc na kolejną część :)

    Pozdrawiam, Kayla

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za komentarz :)

      Staram się własnie za pomocą flashbacków wyjaśnić, dlaczego Evelyn wpadła w depresję po stracie Sebastiana, więc tym bardziej mnie cieszy, że w jakimś stopniu mi się to udaje :)

      Nie chcę przesadzać z długością rozdziałów, bo są stosunkowo często i nie chcę, żeby materiał się wyczerpał :D :)

      Pozdrawiam :)

      Usuń

Każdy komentarz motywuje do dalszego pisania i wywołuje szeroki uśmiech na twarzy autorki :)
Wasze uwagi mogą mieć wpływ na mój warsztat, ale także na fabułę!
Za każdy wpis i odwiedzenie bloga ogromnie dziękuję :)

Obserwatorzy

Szablon stworzony przez Lune / Technologia Blogger / Credits: X X X