18 paź 2016

#06 'christmas time

O czym mam opowiadać? O Sebastianie? Ale po co? Cóż... Nasi rodzice znali się zanim się urodziliśmy, więc w sumie od berbecia spędzaliśmy ze sobą mnóstwo czasu. Pewnie dlatego, gdy dorośliśmy, byliśmy nierozłączni. Dosłownie... On znosił wszystkie moje dziewczyńskie zachwyty i urojenia. Miał kolegów, oczywiście, ale mimo wszystko to ja byłam numerem jeden. Wiesz, jak się przewróciłam to mnie niósł albo prowadził do rodziców, bronił mojego honoru... Tak, jest starszy o rok, ale później zaczął szkołę. Był dość chorowity i kiedy powinien iść do pierwszej klasy, często bywał w szpitalu i rodzice odłożyli to w czasie. Potem to ucichło, chociaż łatwo łapał jakieś choróbska. 
Nigdy nie miał problemu, że jest od nas starszy, że jest w klasie niżej niż jego rówieśnicy. Wręcz przeciwnie. Od razu zaskarbił sobie uwielbienie swojego rocznika i wkupił w łaski popularnej grupy. Pasował do nich, lubił zachowywać się jak chuligan i tyran. Oczywiście w stosunku do innych, nigdy mnie. Jak byliśmy mali to snułam plany o naszym ślubie. Zawsze miał tego dość, ale słuchał. Nie myślałam, że kiedyś pokocham go nie jak brata... A jaka byłam szczęśliwa, gdy okazało się, że nie jestem w tym sama. Zawsze wiedział co powiedzieć, jak pocieszyć, jak rozśmieszyć, jak odciągnąć moje myśli od problemów. Wiedział czego się boję, co mnie cieszy, czym się interesuję... Znał mnie jak nikt inny. Dosłownie. Wiedział kiedy będę płakać, dostanę ataku paniki, zacznę się denerwować... 
Wierzę, że naprawdę chce wszystko naprawić... A ja chcę mu wybaczyć.

Po kolejnym "wyjściu" z depresji, zaczęła doceniać małe rzeczy, które spotykały ją każdego dnia. Uśmiech baristy, gdy dawał jej kawę na wynos, sympatyczny kwiaciarz, który wciągnął ją do rozmowy, gdy kupowała świeże kwiaty do mieszkania, pierwszy śnieg, który spadł przykrywając Nowy Jork puszystym puchem, rozmowy z Sebastianem czy wieczory przy winie i kominku z Coltonem i Violet.  Kochała to, że w jej mieszkaniu może rozpalić ogień i ogrzać się przy nim w mroźne wieczory z kubkiem herbaty, czekolady albo kieliszkiem wina. 
— Theo wraca w końcu na święta. Lubię Boston, ale wolałabym żeby przyjeżdżał od czasu do czasu tutaj. Wiem, że studiuje prawo i ma mnóstwo zajęć, ale tak dawno nie był w Nowym Jorku! — powiedziała Violet, upijając łyk wina i wyciągając nogi przed siebie. 
— Cóż, ja po raz kolejny spędzę święta w pustym mieszkaniu... — mruknął Colton.
— Mówiłam, że rodzice cię zapraszają. Nie chcę, żebyś siedział tu sam...— wtrąciła się Evelyn, kładąc mu dłoń na kolanie.
— A ja nie chcę się wpraszać, zakłócać waszych świąt swoją obecnością...
— Jefferson... Jesteś jak rodzina, więc masz pełne prawo, żeby być z nami.
— Nie mam dla nich prezentów.
— Nie musisz mieć. Nie ty. Dałeś nam więcej niż musiałeś... — Uśmiechnęła się do niego i oparła wygodnie o jego ciało. — Jedź ze mną do Newport w piątek. Spędzisz kilka dni z moja rodziną, a na sylwestra... cóż, możemy wrócić tu, albo zrobić sobie małe przyjęcie u mnie. Jak nam będzie odpowiadało...


Wpatrywała się w pięknie przystrojoną, ogromną choinkę i stukała obcasem o podłogę. Czekała aż wszyscy się ogarną i przyjdą do salonu by zasiąść do stołu. Nie przepadała za świętami. Głównie dlatego, że dla niej nie było to nic więcej niż tradycja. Była agnostykiem, więc Wigilia nic dla niej nie znaczyła. Lubiła świąteczną muzykę, prezenty i niezbyt przesadzony klimat. Kiedy od miesiąca, wchodząc do nowojorskich sklepów, widziała tylko bombki, lampki, ozdoby, wielkie napisy zachęcające za zakupów i puszczane w kółko to same świąteczne szlagiery miała dość. Dlatego doceniała gust muzyczny rodziców, którzy puszczali stare utwory, dalekie od tych, wykonywanych przez młode gwiazdki. Mruczała sobie pod nosem i bujała się, trzymając w dłoni szklankę z wodą.
— Ładnie wyglądasz... — powiedział Colton, obejmując ją czule i opierając policzek o jej głowę. — Nie wiedziałem, że jesteś fanką takiej muzyki.
— Jeśli chodzi o święta... Tylko. Dziękuję za sukienkę, jest piękna i czuję się w niej fantastycznie... — Pocałowała go w policzek i przytuliła najmocniej jak potrafiła. 
— Nie wierzę w te wszystkie rzeczy, ale to miłe zebrać się cała rodziną i zjeść wspólny posiłek...
— Cóż, robimy to od czasu do czasu, więc dla nas to nic specjalnego... — Wzruszyła ramionami. — Cieszę się, że z nami jesteś.
— O dziwo, ja też... Ostatnio spędzałem święta sam i wydawało mi się, że jest dobrze... — powiedział, biorąc na ręce jej kotkę, która właśnie przybiegła z kuchni. — Jeśli przemówi ludzkim głosem, co powie? 
— Dajcie mi spać! — powiedziała z uśmiechem i podrapała kotkę za uchem. Ich rozmowę przerwało pukanie do drzwi. Odstawiła szklankę i ruszyła w ich kierunku. — Cześć! — powiedziała, wpuszczając gościa do środka. Otrzepał się ze śniegu i uśmiechnął szeroko. 
— Cześć... — odparł Sebastian i pomachał do Coltona. — Przyniosłem prezent...
— Nie musiałeś! 
— Ale ty też coś masz... — Uniósł do góry jedną brew.
— Oczywiście, że mam! Poczekaj... — Pobiegła do swojego pokoju by zabrać pudełeczko. — Myślałam, że dam ci to dopiero jutro... — Uśmiechnęła się szeroko i wyciągnęła przed siebie dłoń. — Cóż, widzę że ostatni, który ci dałam wygląda już mało reprezentacyjnie i nie pasuje do twojego nowego stylu... — powiedziała, widząc zaskoczenie na jego twarzy, gdy zobaczył czarny, prosty zegarek, elegancki, ale równocześnie nie aż tak poważny. Dookoła tarczy miał platynową ramkę, która pasowała kolorem do wskazówek i oznaczeń godzin. Wyciągnął go z pudełka i obejrzał z bliska. Z tyłu, tak jak na poprzednim, był wygrawerowany rok i ich imiona, przy których były dwie malutkie dziurki, wypełnione rubinem. Zabrała mu go z ręki i odpięła stary, zamieniając go na nowy. Uśmiechnęła się do siebie, stwierdzając że pasuje idealnie. 
— Nie chciałem go zmieniać, bo był od ciebie... 
— A widzisz! Teraz nie musisz się hamować. Ten sobie spakuj i schowaj... — Uśmiechnęła się, zamykając pudełko. — Podoba ci się?
— Nawet nie wiesz jak bardzo... — Przytulił ją i pocałował w czubek głowy. — Moja kolej...
— Naprawdę nie musiałeś. Dla mnie wystarczającym prezentem jest to, że jesteś...
— Cicho, Parker — warknął, prowadząc ją do lustra. — Zamknij oczy...
Dotknął dłonią jej karku, by odsunąć włosy, a po jej ciele przeszły przyjemne dreszcze. Poczuła coś zimnego na swoim odkrytym dekolcie i odruchowo sięgnęła po to palcami. 
— Nie bądź taka niecierpliwa. — zaśmiał się cicho, kładąc ręce na jej ramionach. — Już.
Spojrzała na swoje odbicie. Na jej szyi zawieszony był cieniutki łańcuszek typu lasso, który miał dwie długości. Jedna część była tuż przy szyi i co kawałek miała okrągłe kuleczki. Druga w połowie mostka kończył się malutkim, okrągłym rubinem, z którego wychodził kolejny łańcuszek, kończący się między piersiami, już pod materiałem. Całość była wykonana z białego złota, była delikatna i seksowna. 
— Pasuje do sukienki. To dobrze — zaśmiał się, czując jak odwraca lekko głowę i dotyka wargami jego dłoni.
— Jest idealny. Dziękuję...
— Nie muszę tłumaczyć dlaczego rubin... — Spojrzał na zegarek i uśmiechnął się szeroko. Odwróciła się do niego i przytuliła.
— Sebastian! — krzyknęła jej matka, która właśnie schodziła z piętra. — Wesołych świąt! Przypomnij rodzicom, że jutro jesteśmy umówieni na 17. 
— Jestem pewny, że pamiętają. Są bardzo podekscytowani... — zaśmiał się, obejmując dziewczynę, która nadal stała z twarzą ukrytą w zagłębieniu jego szyi. — Eve, powinienem iść... — dodał. Widział jak jej młodsza siostra pojawia się na schodach i przygląda im uważnie.
— Do jutra... — szepnęła, niechętnie wysuwając się z jego objęć. Uśmiechnął się i złapał ją za brodę, żeby unieść jej twarz do góry. 
— Do jutra...
Wróciła do salonu, w którym zebrali się już wszyscy domownicy, włącznie z Olivią i Adamem. Jej siostra zachwycała się prezentem, który dostała, a Colton uśmiechał się do niej szeroko, bo pomagał jej wybrać zegarek i wiedział, że oboje wybrali rubiny jako dodatek.

Tego dnia kolacja miała być pełna ludzi. Jej rodzice zaprosili rodziców Adama i Sebastiana. Evelyn nie lubiła takich spędów, ale raz na jakiś czas była w stanie zagryźć zęby. Założyła wybraną na dzisiaj, czarną sukienkę z dużym dekoltem i prezent od Sebastiana. Kiedy zeszła na dół, wszyscy już byli. Dołączyła do nich, siadając między Sebastianem a Coltonem. Wszystko szło świetnie, do czasu, gdy nie zadzwonił telefon tego pierwszego i opuścił on pomieszczenie. Evelyn odczekała chwilę i udała się do kuchni.
— ... Tak, tak... To teraz będzie twoją wymówką na każde wredne zachowanie? To jest śmieszne, Alison. Czego ty ode mnie oczekujesz? Nie ma takiej opcji, dobrze o tym wiesz. Oczywiście... Wiesz co, powoli zaczynam mieć dość tego wszystkiego. Zachowujesz się irracjonalnie. Nie mam zamiaru tego zrobić... Ach tak? Weź wymyśl jedną wersję, Alison, bo się zaczynasz plątać. Zaczynam podejrzewać, że mnie okłamujesz... No kocham, ale twoje zachowanie jest męczące. Od kilku miesięcy jesteś nie do zniesienia... Uspokój się kochanie. Wiesz, że nie powinnaś się denerwować. Nie proś mnie o to... — Evelyn wyjrzała zza ściany i spojrzała na Sebastiana.
— Wszystko okey? — zapytała cicho, gdy tylko schował telefon do kieszeni.
— Tak. Nic co powinno cię martwić. — Uśmiechnął się do niej promiennie. — Co szykujesz? — Popatrzył ponad jej ramieniem. — Czy to twoje pyszne ciasteczka?! — krzyknął i sięgnął po jedno, gryząc szybko. Uderzyła go w ramię.
— Nie podjadaj!
— Pycha... Brakowało mi tego. — Zamknął oczy, delektując się smakiem.
— Cieszę się.
— Nie myślałaś o jakimś kursie gotowania, pieczenia?
Wzruszyła ramionami.
— Nigdy się nad tym nie zastanawiałam.
— Powinnaś — powiedział, biorąc kolejne ciastko.
— Hej! Bezczelny jesteś!
— Bo są takie dobre! Ej, słuchaj... Może się wymkniemy, co?
— Wymkniemy? Jeszcze nie wyrosłeś z wymykania się? — Uśmiechnęła się cynicznie.
— Chodź... — Wyciągnął dłoń w jej stronę. — Zostaw te ciastka, ktoś w końcu po nie przyjdzie...
Rozejrzała się dookoła i podała mu dłoń. Zabrał ich płaszcze i tylnym wejściem, poprowadził w stronę ogrodu. Szli chwilę w milczeniu. Dziewczyna trochę się stresowała tym, o czym właściwie ma z nim rozmawiać. Nie wiedziała czego oczekuje. Czy chce przyjaźni czy jednak gdzieś w głębi tli się nadzieja, że może znowu będą razem. Głupia myśl, bo wiedziała że chłopak kocha Alison.
— Opowiedz mi o tym, co się działo... — powiedział nagle, gdy stali między drzewami i wpatrywali się w iskrzące wody oceanu.
— Co się działo? Ze mną? Oprócz depresji? — Zaśmiała się nerwowo. — Cóż, rzuciłam się w wir studiowania i pracy. Nie miałam na nic czasu... Skończyłam licencjat, zaczęłam magistra. Znalazłam pracę w wydawnictwie. Projektuję książki i okładki. Przygotowuję projekt na zaliczenie. Analogowa fotografia i jej zastosowanie we współczesnym świecie. Sporo czasu siedzę w ciemni. Zajmuję się fotografią, grafiką, typografią, piszę... Trochę się tego nazbierało.
— Zawsze miałaś artystyczną duszę... Nie dziwię się, że teraz tak dobrze sobie radzisz...
— Nieźle... Moje prace są... akceptowalne.
— Colton mówił, że są świetne.
— Colton, chce żebym poczuła się lepiej.
— Perfekcjonistka... — Uśmiechnął się i pchnął ją lekko ramieniem. Zaśmiała się i mu oddała. — Chciałbym, żebyś już zawsze się uśmiechała. Naprawdę nie mogę znieść tego, że przeze mnie było ci tak trudno.
— Przeżyłam... Jakoś... Naprawdę, Sebastian, jest znacznie lepiej — mruknęła pod nosem i zatrzymała się na chwilę. Popatrzył w jej oczy, ale były puste. Usilnie starała się trzymać emocje na wodzy i nie pokazywać jak się czuje.
— Chcę odzyskać twoje zaufanie. Twoją przyjaźń.
— Twoja narzeczona powinna mnie zaakceptować.
— Nie obchodzi mnie czy będzie jej się to podobać czy nie.
— Zostanie twoją żoną. Chyba powinna mnie chociaż tolerować. — Wywróciła teatralnie oczami i ruszyła znowu przed siebie.
— Powinna akceptować moich przyjaciół... Jeśli tego nie potrafi... 
— Nie mów, że z nią skończysz... Nie rób tego przeze mnie.
— Jesteś moją przyjaciółką, Eve. Już raz spieprzyłem, drugi raz tego nie zrobię... — Naprawdę chciała mu wierzyć. Widziała determinację w jego spojrzeniu i czuła pewność w głosie. 
— Jesteś pewny, że jestem warta czegoś takiego?
— Oczywiście, że tak.
— Powinnam cię uprzedzić, że nie mam zamiaru być dla niej miła. — Uniosła kąciki ust w cynicznym uśmiechu.
— Alison naprawdę nie jest złą osobą...
— Ależ ja to doskonale wiem! Nie mógłbyś pokochać złej osoby. Rozumiem, że czuje się zagrożona przez moje pojawienie się w twoim życiu, jednak zrobiła coś, czego nie da się wybaczyć, żadnej, nawet najmilszej osobie... — Popatrzyła mu prosto w oczy. — Zabrała mi faceta, którego kocham...

Nie lubię świąt. Nie mają dla mnie znaczenia. Co najmniej dwa razy w miesiącu mamy takie rodzinne obiady, więc to nic nadzwyczajnego. Oprócz prezentów.
Moi rodzice chyba zaakceptowali fakt, że jestem emocjonalnie upośledzona. Nie nabijam się! Czy tak nie jest? Byle co może spowodować nawrót. Nie, nie... Nie czuję się, źle. Czuję się normalnie, wiesz? Chce mi się chodzić do pracy, na zajęcia. Rzeczy, które robię mi się podobają. Myślę, że niedługo może zacznę chodzić na randki. Co? Przecież bierze ślub... Nie sądzę, żeby wrócił... Aaaa, wydaje ci się, że ja na to liczę! Oczywiście. Oszalałaś! Myślisz, że kłami... Okey. Okey! Wiem, że mam być szczera. (Wzdycha głęboko) Liczę na to. Chyba bałam się to przyznać. Boję się, że jeśli on się dowie to ucieknie. Bo kocha Alison... A ja jestem tylko przyjaciółką... Dlatego mam mieszane uczucia co do jego powrotu... Bo jeśli on zostanie z nią, to znowu się załamię... Może lepiej było bez niego? Ale z drugiej strony... Dobrze się z nim czuję. Znowu rozmawiamy, dzwonimy... Mogę mu opowiedzieć o tym co robię, jak minął mi dzień, co mnie zdenerwowało, a co ucieszyło... To takie skomplikowane! Gubię się w swoich uczuciach... Nie wiem czy potrafię być znowu tylko przyjaciółką... Ale bez niego było... pusto...
Kocham Coltona, ale... Sebastian to moja bratnia dusza...

3 komentarze:

  1. Rozdział mi się podobał, aczkolwiek końcowy dialog już mniej. Chodzi mi o to, że zrobiłaś taki długi ciąg wypowiedzi bez żadnych opisów, wstawek, niczego. Jakoś przez to zabrakło mi ich emocji.
    I widzę, że Sebastian nie ma zbyt łatwo z Allison. I te jego podejrzenia, że go okłamuje dotyczą zapewne ciąży. Już myślałam, że Eve się połapie o czym Sebastian rozmawiał z Allie. :D Pewnie oprowadziłoby to do nawrotu depresji.
    Czekam na kolejny rozdział. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, dziękuję za uwagę! W głowie mam emocje i zachowanie bohaterów, a mimo to czasem zapominam tego opisać :D Dodałam co nieco :)
      Pozdrawiam :)

      Usuń

Każdy komentarz motywuje do dalszego pisania i wywołuje szeroki uśmiech na twarzy autorki :)
Wasze uwagi mogą mieć wpływ na mój warsztat, ale także na fabułę!
Za każdy wpis i odwiedzenie bloga ogromnie dziękuję :)

Obserwatorzy

Szablon stworzony przez Lune / Technologia Blogger / Credits: X X X