6 paź 2016

#05 'flashbacks



około 19 lat temu (1997)
— Do ślubu pojedziemy karocą! — Uniosła do góry rączki i z szerokim uśmiechem objęła chłopca. Skrzywił się i odsunął od niej. Popatrzyła na niego swoimi wielkimi, niebieskimi oczami, a jej wargi zadrżały, zdradzając nadchodzący płacz.
— Nie karocą... To dla bab. Lepiej jakimś fajnym samochodem! — odparł chłopczyk, chcąc naprawić sytuację.
— Nie lubię samochodów!
— Możemy pójść piechotą.
Dziewczynka zmarszczyła brwi, analizując jego słowa.
— Może... Ale będę księżniczką!
— Oczywiście!
Uśmiechnęła się znowu i objęła go mocno, całując go w policzek.
— Kocham cię, Sebastian! Będziemy razem do końca świata!
Chłopiec zaśmiał się i oplótł ramionami niższą od siebie dziewczynkę.

około 10 lat temu (lipiec 2006)
— Jesteś taki irytujący! — krzyknęła dziewczynka, idąc przez ogród w stronę domu.
— Przestań, przecież nic się nie stało! — Biegł za nią, próbując założyć na siebie spodnie.
— Stało! Wystraszyłam się! — Otarła łzy. 
— Evelyn... To tylko żarty!
— Nie było mi do śmiechu, Sebastian! Myślałam, że coś się stało, że ty... — załkała, odwracając się w jego stronę. — Bałam się, że się utopiłeś!
— Jestem cały... — W końcu ją dogonił i objął. Nieco niezdarnie i nieśmiało, jak na czternastoletniego chłopca przystało. Ale nie mógł patrzeć jak płacze z jego powodu. — Przepraszam, Eveleyn... Nie chciałem. 
Uderzyła go w ramię.
— Co ja bym zrobiła, gdyby coś ci się stało? 
— Pobiegłabyś do domu po pomoc.
— Ja mówię ogólnie! Jesteś moim przyjacielem... — powiedziała cicho. — Nie chcę, żeby coś ci się stało... — Oparła głowę o jego ramię, czując się swobodniej niż kilka minut temu.

około 8 lat temu (maj 2008)
— ... i co? Już nie jesteś taka pewna siebie, co? — powiedziała wysoka, rudowłosa dziewczyna, nachylając się nad niższą blondynką. Ta kuliła się pod ścianą i patrzyła prosto w oczy swojego oprawcy. Dziewczyna i jej przyjaciółki dokuczały jej codziennie. Gnębiły ją i szykanowały bez powodu. A może był powód... I właśnie pojawił się za ich plecami.
— Macie jakiś problem? — warknął chłopak, za którym stało kilku jego znajomych. 
— Sebastian! — krzyknęła dziewczyna, odwracając się gwałtownie w jego stronę i poprawiając długie, rude włosy. 
— Nie możesz jej dać spokoju?
— Tylko rozmawiałyśmy!
— I dlatego ma twój napój we włosach? — Jego głos był wyjątkowo nieprzyjemny i nawet Evelyn czuła się niepewnie. — Jeszcze raz... — syknął, pomagając przyjaciółce wstać z podłogi. — A zniszczę cię. Obiecuję... 
Objął ją ramieniem i poprowadził w stronę łazienek.
— Musisz walczyć, Eve... — szepnął, kiedy wprowadził ją do męskiej toalety, upewniwszy się, że nikogo tam nie ma. Pomógł jej wymyć twarz z lepkiego napoju. — Z włosami niewiele pomogę. 
— Nie umiem... Wiesz, że nie lubię się kłócić i wyżywać i...
— Wiem, wiem... — powiedział, przytulając ją do siebie i masując po plecach. — Ale one widzą, że nie bronisz się, dlatego ciągle ci dokuczają. Raz się odgryziesz i powinnaś mieć spokój. 
— To twoja wina... — zaśmiała się, poprawiając makijaż i mocząc włosy. 
— Moja? 
— Cóż... Catherine się w tobie podkochuje... — powiedziała, zsuwając z siebie bluzkę i zapierając lepką plamę. Stała przed nim w samym staniku, ale jakoś nie zwracała na to uwagi. On tak. Nigdy nie zastanawiał się nad jej figurą, a ta, jak na dziewczynę w jej wieku, była całkiem niezła: jej biodra się zaokrągliły, ujawniając ładne wcięcie w talii, a piersi urosły i okryte były materiałem cienkiego, koronkowego stanika. — Jest zazdrosna. Bo się przyjaźnimy... — Skończyła z koszulką i założyła ją na siebie, po czym związała wilgotne włosy w kucyka. — Jak wyglądam? 
— Świetnie...
— Czaruś z ciebie... — zaśmiała się i zarzuciła plecak na ramię. Podeszła do niego powoli. — Mój ty bohaterze. Znowu ratujesz mnie z opresji. 
— Do usług, Księżniczko — powiedział. Zbliżyła się do niego, chcąc go pocałować w policzek, jednak odwrócił głowę i ich wargi zetknęły się po raz pierwszy (nie licząc tego jednego cmoknięcia, gdy byli małymi dziećmi i bawili się w ogrodzie). Odsunęła się od niego zaskoczona i przygryzła wargę. To nie był tylko ich pierwszy pocałunek. To był też jej pierwszy pocałunek. I to z kimś kogo darzyła głębokim uczuciem od bardzo dawna, chociaż się do tego nie przyznawała, bojąc się, że traktuje ją tylko jak młodszą siostrę. Stała tak chwilę, aż w końcu objął ją w pasie i pocałował po raz kolejny. Tym razem dłużej i czulej, trzymając dłoń na jej policzku. Kiedy odsunął się od niej, opierając swoje czoło o jej i patrząc jej prosto w oczy, uśmiechnął się szeroko. — Tak... Ja też... — powiedział i wyszedł z pomieszczenia. Stała i zastanawiała się o co mu chodzi.

około 6 lat temu (lipiec 2010)
Książka, którą czyta, wydawała jej się na tyle interesująca, że ignorowała kolejne połączenie, które wprawiało w wibracje jej telefon. W końcu usłyszała donośne pukanie w okno. Oderwała wzrok od lektury i spojrzała na szybę, za którą stał uśmiechnięty Sebastian. Podniosła się i otworzyła drzwi na taras, niemal natychmiast czując jak chłopak ją całuje.
— Nie umiesz odbierać telefonu, Parker? — Zaśmiał się, obejmując ją mocno.
— Liczyłam, że zrozumiesz co mam na myśli.
— Nie bądź taka oziębła. Zabieraj sweter i chodź... — powiedział, odchodząc w stronę tarasu i wyciągając w jej kierunku dłoń.
— Sebastian! Mam się wymknąć z domu w środku nocy?! 
— Właśnie tak. 
— Czy ciebie pogrzało? Moi rodzice śpią za ścianą! 
— Dlatego powinnaś to zrobić... — rzucił z szatańskim uśmieszkiem i porwał ją w objęcia. — Chodź ze mną, Świętoszku... Pozwól się sprowadzić na drogę występku. 
Zaśmiała się cicho i pogłaskała go po policzku. Chwyciła cienki sweterek i chwilę później chłopak pomagał jej zejść po poręczy na ziemię. Kiedy w końcu stanęła pewnie na nogach, pociągnął ją w stronę samochodu. 
— Gdzie jedziemy? 
— Zobaczysz... — odparł i otworzył przed nią drzwi. Trzydzieści minut zajęło im dotarcie do punktu widokowego przy plaży. Wysiedli i zajęli miejsce na masce samochodu, opierając się plecami o przednią szybę. Dziewczyna zaśmiała się głośno, gdy wyciągnął opakowanie żelek i papierosów. Pokręciła lekko głową i spojrzała w jego kierunku.
— Jesteś niemożliwy... — powiedziała i złapała go za rękę. 
— Czy to takie dziwne, że chcę spędzić z tobą więcej czasu? Dopiero wróciłem z tego cholernego obozu...
— Jak było?
— Nudno. Wolałbym siedzieć tutaj całe wakacje...
— Przesadzasz... To w końcu Yellowstone... 
— Kara za te przewinienia z ostatniego roku... Musiałem pracować! — jęknął i położył rękę na jej udzie. Poczuła dreszcze na swoim ciele, gdy przesunął ją nieco wyżej. — Z daleka od ciebie.
— Wytrzymałeś.
— Ledwo... — szepnął, zbliżając się do niej i całując ją namiętnie. — Jak było we Włoszech?
— Hmm... Włosi lubią podrywać blondynki — powiedziała, wiedząc że wywoła tymi słowami jego zazdrość. Przygwoździł ją do maski i zawisł nad nią, opierając dłonie po obu stronach jej ramion.
— To znaczy, że było niefajnie.
— Oh, było bardzo fajnie... — wymruczała, całując go długo. — Ale stęskniłam się za tobą.
— No ja myślę! — odparł i opadł na jej ciało. Zaśmiała się głośno, czując jak całuje jej szyję i splata ze sobą ich palce, wyciągając ręce do góry. — Kocham cię, wiesz o tym?
— Wiem. — Pogłaskał ją po policzku, drugą dłonią nadal trzymając jej ręce nad głową. Przejechał palcem po jej wardze, czując jak dziewczyna gryzie go w opuszek. 
— Auć! Bolało. 
— Daj... — powiedziała, wyrywając swoje ręce i łapiąc jego dłoń by pocałować ugryzione miejsce. Przesunęła jego dłoń w dół swojego ciała, zatrzymując się na piersiach. Popatrzyła mu prosto w oczy i uśmiechnęła się łobuzersko. — Bardzo się za tobą stęskniłam...
— I kto tu kogo sprowadza na złą drogę?
Znowu się uśmiechnęła, gdy jego palce się lekko zacisnęły. Przygryzła wargę i jęknęła, czując dotyk, za którym tak bardzo tęskniła. Nagle zepchnęła go z siebie i ruszyła biegiem w stronę plaży, zrzucając po drodze ubrania. Tuż przed oceanem zatrzymała się i odwróciła do niego przodem. Księżyc rzucał blask na jej nagie ciało. Widział jak jej piersi unoszą się i opadają, wprawione w ruch przez nieco przyspieszony oddech, a ona uśmiecha się zalotnie i kręci biodrami. Była taka beztroska, że miał ochotę wybuchnąć śmiechem. Tak, zachowywała się tylko przy nim. I w tym miejscu. W ich małym, sekretnym miejscu do którego nikt nie przyjeżdżał. Niewielka plaża i zapuszczony parking, jeszcze nigdy nie był zapełniony przez więcej niż dwie osoby. Ich.
— No chodź! Bo stygnę! — krzyknęła, stawiając kolejne kroki w stronę wody. W końcu jej stopy zniknęły, a ona znowu odwróciła się tyłem. Sprawdził czy zamknął samochód i ruszył w jej stronę. Nie pierwszy raz kąpali się nago w tym miejscu. Kiedy w końcu do niej doszedł, była zanurzona do pasa. Objął ją i złapał za ręce. 
— Nie chcę, żeby to się kończyło... Nigdy... — szepnął, całując jej odsłonięty kark. 
— Ja też. — Otarła się o niego biodrami i odwróciła, by wskoczyć na niego i objąć nogami. — Kocham cię... — dodała i pocałowała go namiętnie, powodując że prawie się przewrócili. — A teraz kochaj się ze mną w końcu... — warknęła zniecierpliwiona.

około 5 lat temu (maj 2011)
Wpadła do dużego, białego domu tuż przy plaży, ledwo zwracając uwagę na małżeństwo siedzące w salonie. Państwo Hunter przyzwyczaili się, że dziewczyna czuje się tu jak u siebie w domu i nie przeszkadzało im to. Po pierwsze, ponieważ uszczęśliwiała ich syna. Po drugie, bo już od dawna była jak członek rodziny. Po trzecie, była pełna energii i często się śmiała, przypominając im promyk słońca. Rzuciła im tylko krótkie 'dzień dobry' i wybiegła do ogrodu, a potem na plażę, na której siedział Sebastian. Spojrzał na nią, ubraną jak zwykle na czarno, pędzącą w jego stronę i od razu się podniósł z miejsca. Wpadła mu w ramiona.
— Przyjęli mnie do Parsons... — szepnęła, wtulając się w jego ciało i ukrywając twarz w zagłębieniu jego szyi. — Nie wierzyłam, że mi się uda.
— Mówiłem! Mówiłem, że jesteś fantastyczna i że nie powinnaś się martwić... — odparł, całując ją namiętnie i patrząc na pomięty list, który trzymała w dłoni. Z każdą sekundą bał się coraz bardziej, żeby jej powiedzieć. Była taka szczęśliwa, a on musiał to zburzyć. 
— Dostaniesz się do MIT* i będziemy mogli każdy weekend spędzać razem. Raz w Nowym Jorku, raz w Cambridge i... 
— Evelyn... Ja...
— Co się stało? — Spochmurniała, przyglądając mu się uważnie. Za dobrze go znała i wiedziała kiedy coś jest nie tak.
— Przyjęli mnie do Stanford... Na MIT jestem na liście rezerwowej...
— Co? Nie, nie, nie... — mówiła do siebie, odwracając się do niego tyłem. — Ale... Mieliśmy... Plany... Może wskoczysz na listę...
— Nie sądzę... Evelyn, jakoś damy sobie z tym radę. Coś wymyślimy. Są samoloty, maile, telefony.
— Nie wytrzymam bez ciebie... — szepnęła, obejmując go mocno i łkając cicho.
— Dasz sobie radę... Jesteś silna. Hej... — powiedział, czując jak jej ciałem wstrząsają dreszcze. Płakała. Coraz bardziej płakała, a on wiedział, że nic co powie jej nie uspokoi. — Wytrzymamy to.

około 5 lat temu (lipiec 2011)
Wiatr rozwiewał jej włosy, gdy samochód pędził autostradą w stronę stanu Maine. Po raz pierwszy jechali gdzieś tylko we dwójkę i Evelyn była bardzo podekscytowana nadchodzącymi dniami, które planowali spędzić na chodzeniu po Parku Narodowym Acadia i wspólnych wieczorach w pokoju hotelowym. Położyła dłoń na jego udzie, a na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
— Nie rozpraszaj mnie, bo będziemy mieć wypadek... — powiedział, ale nie zabrał jej dłoni. 
— Jeszcze nigdy nie robiliśmy tego w samochodzie. Może najwyższy czas, hmm?
— Jesteś złą, niewyżytą kobietą, Parker. 
Pokręciła głową i uśmiechnęła się, przygryzając przy tym wargę. Przestała zwracać na niego uwagę, bujając się do rytmu piosenki lecącej w radiu. Śpiewała cicho, a włosy zakryły pół twarzy. Poczuł nieprzyjemny ucisk w okolicach krocza. Przygryzł wargę, starając się skupić na drodze, a nie na swojej dziewczynie. W końcu przeklął po nosem i zjechał na najbliższy parking i w najbardziej odległy jego zakątek. Zamknął obie szyby i pociągnął ją na swoje kolana. Zaśmiała się głośno.
— Będę musiał cię ukarać w hotelu. Jesteś bardzo rozpraszająca... A w trakcie prowadzenia samochodu, powinienem się skupić... — warknął, łącząc ich wargi w gwałtownym i zaborczym pocałunku. Czuła jak kierownica wbija jej się w plecy, ale nie miała zamiaru się tym przejmować. Nie rozłączając ich splecionych języków, sięgnęła rękami między ich ciała w poszukiwaniu rozporka. Specjalnie założyła sukienkę, dobrze to wiedział od chwili gdy wyjechali z domu. W ostatnich tygodniach zachowywali się jak para nimfomanów, która co chwilę potrzebuje uprawiać seks, bez względu na to, gdzie się obecnie znajdują. Opadła na niego, opierając swoje czoło o jego. Cały czas się uśmiechała, mimo iż spomiędzy jej warg wydobywały się coraz głośniejsze jęki. Przyłożył dłoń do jej ust.
— Nie chcemy zostać złapani... — zaśmiał się i ją pocałował, odchylając lekko do tyłu. Zsunął lekko ramiączka od jej sukienki zamykając jej piersi w dłoniach.
— Jak ja cię kocham... — jęknęła. 
— A ja ciebie... — odparł, znowu całując ją mocno, jakby miał być to ich ostatni pocałunek.



*- Massachusetts Institute of Technology

2 komentarze:

  1. Przybliżyłaś nieco relacje Evelyn i Sebastiana na przestrzeni lat. Nie wszystko i nie tak dokładnie, bo tych wszystkich lat nie da się zebrać w jednym rozdziale - ale jak mniemam te znaczące, które ukazały nam tą dwójkę w okresie dorastania. Z początku Sebastian wydawał mi się traktować niby młodsza siostrę. Później to czucie nieco osłabło, mimo to, w niektórych sytuacjach (np., wobec prześladowców dziewczyn) bywało silne. Obietnice typu - "Zawsze będziemy razem", są ciężkie do zrealizowania zarówno w kwestii związku i przyjaźni. Potrzeba wielu wyrzeczeń, poświeceń na które nie zawsze każda ze stron bywa gotowa. A oboje powinni pójść na ustępstwa, by drugie nie czuło się pokrzywdzone i nie wyrzucało w przyszłości skarg - "Zrobiłam to dla ciebie". Przenoszenie się za facetem zawsze uważałam - i wciąż uważam - za głupotę. Czy warto rezygnować z marzeń i szansy, jaką się uzyskało? Jeśli dla kogoś odległość stanowi problem, nie da się jej przeskoczyć/ zażegnać najwyraźniej osoba taka ma mało determinacji i miłości do partnera/partnerki. Przypadek Eve i Sebastiana wydaję się zrozumiały, ponieważ łączy ich silna więź, znają się od zawsze. Kto chciałby stracić drugą połówkę i przyjaciela w jednym? Czasem bywa tak, że ludzie muszą pierw dojrzeć do związku, albo przejść przez pewne sytuacje, kryzysy sami, by spotkać się w tym samym punkcie. Jeśli się spotkają, znaczy to, ze czegoś szukają... w sobie. I to w mojej opinie świadczy o dojrzałości uczucia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się z Tobą w stu procentach. Ja, po wszystkich swoich przejściach wierzę, że z przyjacielem można, jak to się mówi, zjeść beczkę soli, a więź i tak pozostanie. Nawet jeśli spędzi się oddzielnie kilka lat, jednak po czasie znowu spotka, więź może być silniejsza. Bo jeśli się pojmie jak tej drugiej osoby brakuje to nie chce się pozwolić żeby znowu zniknęła.
      Wspomnień będzie więcej. Zależy mi, żeby pokazać co ich łączyło i dlaczego to takie trudne, żeby odpuścić (albo, podąć tak dramatyczną decyzję jak porzucenie własnych marzeń, na rzecz bycia razem), ale także że ich związek nie był kolorowy i idealny.
      Pozdrawiam :)

      Usuń

Każdy komentarz motywuje do dalszego pisania i wywołuje szeroki uśmiech na twarzy autorki :)
Wasze uwagi mogą mieć wpływ na mój warsztat, ale także na fabułę!
Za każdy wpis i odwiedzenie bloga ogromnie dziękuję :)

Obserwatorzy

Szablon stworzony przez Lune / Technologia Blogger / Credits: X X X