29 wrz 2016

#04 'happening

Intensywny ból przeszył jej nadgarstek i zamroczył ją na kilka ładnych sekund. Krzyknęła głośno, a z jej oczu poleciały słone łzy, mocząc jej koszulkę i podłogę, mieszając się z rosnącą z każdą chwilą kałużą krwi. Nigdy nie zastanawiała się jak cholernie to boli. Nigdy nie doznała poważniejszych urazów czy zranień. Mówili o niej: w czepku urodzona. Każdy upadek kończył się otarciem lub stłuczeniem. Najbardziej zraniła się gdy Sebastian uczył ją jeździć na deskorolce i upadła na asfalt. Ale to i tak nie było to samo, co czuła teraz. Dźwignęła się na nogi, jednak świat zawirował i upadła na kolana, tłukąc je niemiłosiernie. Ból pulsował, krew ściekała na podłogę, a ona czuła jak traci przytomność. 

*

Miał ochotę rzucić jej telefonem o ścianę. Dzwonił i dzwonił, a on nie miał zamiaru z nikim rozmawiać. Państwo Parker już zostali poinformowani, do Olivii, która była obecnie na Karaibach, na razie nie chciał dzwonić i denerwować jej stanem siostry. Musiał mieć pewność co się wydarzyło. Widząc nieprzytomną Evelyn, w kałuży krwi i z odłamkami lustra w około, nie wiedział co myśleć. W końcu chwycił telefon i nacisnął zieloną słuchawkę.
— Nareszcie! Ileż mogę się do ciebie dobijać, Eve?! — warknął Sebastian.
— Pomyłka... — odparł Colton. — Dzwoniłeś do niej? Mówiłeś jej coś?
— Słucham?! Nie, nie rozmawialiśmy od trzech dni, mówiłem jej że mam egzaminy i tyle roboty, że jak to wszystko się skończy to oddzwonię. Coś się stało?
— Evelyn jest w szpitalu — powiedział ze zrezygnowaniem i opadł na krzesełko. — Nie mam pojęcia co się stało, ale wyglądało to tak jakby...
— CO?! — krzyknął Hunter, a jego rozmówca usłyszał jakiś rumor po drugiej stronie słuchawki.
— Co tam się dzieje?
— Pakuję się i lecę do Nowego Jorku.
— Nie, nie musisz... Przecież...
— Żartujesz, prawda? Będę tam za kilka godzin...

*

Siedział przy jej łóżku od kilku godzin, a ona nadal nie chciała się obudzić. Lekarze powtarzali, że podwójny uraz głowy doprowadził do silnego wstrząśnienia mózgu, który musi się teraz zregenerować, ale dotarcie tu zajęło mu ponad siedem godzin, a na miejscu był już od kolejnych dziewięciu. Jej rodzice niechętnie poszli do pracy, a Colton na zajęcia. Od momentu przybycia zdążył poznać jej psychoterapeutkę, która nakazała mu zadzwonić jak tylko dziewczyna będzie w stanie rozmawiać, spotkać się z Violet, która obrzuciła go nienawistnym spojrzeniem i rozmawiać z Coltonem, który przeprosił go za wcześniejszy wybuch. Teraz nie spał, czekając aż w końcu otworzy oczy i będzie mógł jej zadać jedno, ważne pytanie. Kiedy jej powieki powoli się uniosły, ogromny ciężar spadł mu z serca. Wezwał lekarza, po czym nachylił się nad dziewczyną.
— Hej... — powiedział cicho, głaszcząc ją po policzku. Była zdezorientowana i uniosła prawą dłoń do owiniętej bandażem głowy.
— Gdzie...?
— W szpitalu... Ale nic nie mów... Odpocznij.
Chwilę później do sali wszedł lekarzy i wyprosił go na korytarz, mimo protestów dziewczyny. Kiedy zobaczył ją godzinę później, była bardziej rozbudzona.
— Myślałam, że umarłam... — zaśmiała się cicho, gdy siadł obok niej.
— Dlaczego?
— Bo tu byłeś...
Uśmiechnął się złapał ją za zdrową rękę.
— Co mówią lekarze? Pozwalają mi tu siedzieć, ale o niczym nie informują.
— Wstrząśnienie mózgu, pęknięty nadgarstek i otarcia... Paskudnie, ale przeżyję — zaśmiała się cicho.
— Evelyn, muszę zapytać...
— Wiem... Ale nie. Nie próbowałam się zabić. To był cholerny wypadek. Kąpałam się, nie zauważyłam jak nalało mi się na podłogę. Przewróciłam się, poleciałam na rękę, uderzyłam głową w półkę i zrzuciłam lustro... Kiedy chciałam się podnieść, zakręciło mi się w głowie, upadłam znowu... — Popatrzyła na niego uważnie. Zamknął na chwilę oczy, po czym znowu je otworzył.
— Wierzę. Jednak z tego co wiem, lekarze i tak zadzwonili po doktor Johnson.
Widział jak z jej oczu lecą łzy.
— Będą teraz ze mnie robić wariatkę... Ja nie chciałam się zabić... Po prostu byłam nieuważna... — Otarła oczy wierzchem dłoni. — Poza tym, co ty tu robisz? Po co przyleciałeś? Będziesz teraz rycerzem?
— Jestem tu, bo jesteś w szpitalu.
— Dlaczego mam wrażenie, że to pokazówka? Nie wiem jaki masz w tym cel, ale...
— Nieważne co powiem, nie uwierzysz, że jestem tu bo naprawdę się martwię?
— Nie — powiedziała poważnym tonem. — Nie musiałeś. Zawalasz studia... Mówiłam, że ze mną same problemy.
— Weź się zamknij, Parker... Chciałem być przy tobie, poza tym nie mam już tyle zajęć.
— Alison się wścieknie.
— Nią się nie przejmuj...
Cały czas trzymał ją za rękę i głaskał delikatnie wierzch jej dłoni. Wiedział, że to ją uspokaja. Zamknęła oczy jakby coś intensywnie analizowała.
— Twoi rodzice i Colton będą tutaj jak tylko skończą pracę...
— Violet?
— Pewnie też... Chociaż bałem się do niej zadzwonić. Obrzuciła mnie takim spojrzeniem jak tu przyjechałem, że gdyby to zabijało... Leżałbym już w kostnicy.
Zaśmiała się cicho.
— Przejdzie jej.
— Ma prawo. Skrzywdziłem jej przyjaciółkę.
— A teraz jej przyjaciółka czuje się troszkę lepiej. Wbrew wszystkiemu, cieszę się, że tu jesteś...
— Nie zdążyłem jeszcze powiedzieć rodzicom, że wszystko z tobą w porządku...
— Wiedzą?
— Siedzieli razem z twoimi, kiedy zadzwonił Colton...
— Wszyscy myślą, że chciałam się zabić...
— Colton myślał, że coś ci nagadałem i to dlatego... Ale chyba brał pod uwagę, że mógł to być wypadek...
— Przesrane... W co ty się ładujesz, co? Bałagan i syf.
— Jesteś tego warta, Evelyn...
Ich rozmowę przerwało pojawienie się państwa Parker, razem z jej młodszą siostrą. Sebastian opuścił salę od razu dzwoniąc do swoich rodziców. Rozmawiał z nimi chwilę, obiecując że przed powrotem do Kalifornii spotka się z nimi w jednej z nowojorskich restauracji.
— Dobrze, że się obudziła... — Usłyszał z okolic drzwi do sali. Odwrócił się i popatrzył na młodszą siostrę Evelyn, Lucy.
— Tak. Trochę jej to zajęło, ale dobrze że nic jej nie jest...
— Ja się cieszę, że ty wróciłeś... Wszyscy za tobą tęskniliśmy...
— Yyy... Dzięki... — odparł zmieszany i schował telefon do kieszeni spodni.
— Długo zostajesz?
— W zasadzie w niedzielę wracam do Stanford.
— Szkoda... Widzisz, będę składać papiery na MIT i chciałam się podpytać co i jak... — Zbliżyła się do niego.
— Chyba nie jestem najlepszym doradcą. Nie przyjęli mnie.
— A ja myślę, że gdybyś chciał to bez problemu mógłbyś się przenieść w trakcie studiów...
— Lucy, posłuchaj... Dostanie się na te uczelnie wymaga ogromnego zaangażowania i determinacji. MIT czy Stanford to jedne z najlepszych uniwersytetów technicznych na świecie i wymagają świetnych wyników, determinacji i pasji. Jeśli nie siedzisz w tym poza uczelnią to wylecisz prędzej czy później.
Popatrzyła na niego uważnie i uśmiechnęła się szeroko.
— Dziękuję... — powiedziała, rzucając mu się na szyje i całując w policzek. — Bardzo mi na tym zależy... Nie jestem pewna czy mam szansę, ale...
— Ciężka praca, Lucy... To jedyna rada jaką mogę ci aktualnie dać... Wybacz... — rzucił, odchodząc w stronę Coltona, który właśnie wyszedł z windy. — Musimy pogadać.
— Nie możemy za chwilę?
— Nie. To ważne.
Ciemnoskóry chłopak popatrzył na zdeterminowanego i zdenerwowanego Sebastiana, po czym znowu odwrócił się w stronę windy.

Czuję się dobrze. Nie, nie chciałam się zabić. To był wypadek. Jak to? No a po co się zabijać, wszystko wydaje się układać. Nawet Sebastian przyleciał. To miłe. Siedział tu, czekał aż się obudzę. Słucham? Skądże! Nie chciałam go tu ściągnąć. I tak miał przylecieć w przyszłym miesiącu... Zresztą nie spodziewałam się, że rzuci wszystko, żeby tu być... Ale widzisz... Mówiłam, że był moim przyjacielem... Po prostu się pogubił. 
Czy go kocham? (Wzrusza ramionami) Pomimo wad, błędów i bólu jaki mi zadał, nie potrafię przestać. To mój Sebastian... Mogą mnie nazywać głupią i nawiną, ale... Nie umiem nie dać mu drugiej szansy... 

— O co chodzi? — spytał Colton, gdy wyszli do niewielkiego parku otaczającego szpital.
— Rozmawiałem z Alison... Powiedziałem jej, że chcę odbudować relacje z Evelyn.
— I?
— Wściekła się. Czuje się zagrożona i jest zazdrosna. Powiedziała, że jest w ciąży.
— Cholera... — Colton zajął miejsce na ławce i spojrzał na rozmówcę. — Jak to wyszło?
— Powiedziałem jej, że teraz, kiedy pojawiła się Evelyn, chcę naprawić nasze relacje. Była dla mnie cholernie ważna i nie mogę pojąć jak mogłem ją wyrzucić ze swojego życia. Oczywiście się wściekła, spytała czy chcę do niej wrócić i w ogóle jak ja to sobie wyobrażam... Widzisz nasze zaręczyny, były bardzo dziwne. Alison jest zafiksowana na ślub i założenie rodziny. Kilka tygodni temu rozmawialiśmy o potencjalnym ślubie, ona strasznie naciskała, ciągle o tym mówiła, rzucała aluzje i dla świętego spokoju powiedziałem, że on na pewno kiedyś nastąpi, a ona zrozumiała to jak oświadczyny. Zaczęła płakać, dzwonić po znajomych i rodzinie, a ja siedziałem i nie wiedziałem co takiego powiedziałem, że w ciągu kilku minut wszyscy mówili o naszym ślubie.
— Czy ona jest psychiczna czy zdesperowana? To znaczy, jeśli to co mówisz jest prawdą, to nawet nie wpadłbym na pomysł, że się jej oświadczasz... — Colton wybuchnął głośnym śmiechem i poklepał chłopaka po ramieniu. Sebastian zrozumiał, że jego przyszła żona nie może liczyć na sympatię, a tym bardziej tolerancję ani ze strony Coltona ani Evelyn. — Kontynuuj.
— To było tuż przed ślubem...
— Chwaliła się pierścionkiem.
— Nie dałem jej pierścionka. Nie zdążyłem... To znaczy kiedyś kupiłem jej jeden na urodziny, więc zaczęła go nosić jako zaręczynowy. Powtarzała, że wie że kupię odpowiedni jak wrócimy do Kalifornii, że ona ma już plany bo od dawna marzyła o naszym ślubie. A ja co, miałem ją ośmieszyć przed wszystkimi i zranić mówiąc, że źle zrozumiała moje słowa? Pierścionek zaręczynowy należy do mojej babki i leży w sejfie w domu. Gdybym się komuś miał oświadczyć to tylko za pomocą tej błyskotki a nie czegoś nowego... Kocham ją, nie chcę jej zranić, jest naprawdę cudowną osobą, po prostu na ślubie spanikowała, bo widziała jak patrzę na Eve i jak zazdrosna, chciała zaznaczyć swoje "terytorium" — Wykonał palcami gest cudzysłowu i westchnął głośno. — Nie jestem pewny czy już jestem gotowy na ślub. Pokomplikowało się. Ona nie chce, żeby Evelyn wróciła do mojego życia, bo boi się, że będziemy chcieli do siebie wrócić. Mówiła że pewnie to przez depresję Evelyn, że czuję się winny, że specjalnie to powiedziała, żeby wzbudzić moje współczucie... A potem dodała, że jest w ciąży i nie może się denerwować.
— I co teraz, Panie 'Mam Plan'? — warknął Colton. — To ją załamie.
— Po pierwsze, nie może się dowiedzieć. Kontroluj telefony do niej, chodzi mi o nieznane numery. Mam nadzieję, że Alison nie będzie chciała jej poinformować, ale... Nie wie, że przyjechałem tu do Eve. Powiedziałem, że chcieli zorganizować wcześniej rozmowę kwalifikacyjną.
— Jaką masz pewność, że jest w tej ciąży?
— Nie mam. To tylko jej słowa... Na razie... — Wzruszył ramionami. — Posłuchaj... Między nami coś się psuło. W ostatnich miesiącach praktycznie ze sobą nie sypialiśmy... Ona cały czas gadała o ślubie, a ja... pracowałem, studiowałem... Chcę poukładać sprawy zawodowe, zanim zacznę zakładać rodzinę. Podejrzewam, że Alison się boi. Stąd ten ślub... Nie wiem, może obawia się, że ją zostawię... A ja naprawdę nie chcę spieprzyć sprawy z Evelyn po raz kolejny. I nie chcę ranić Alison.
— Cholernie jesteś skomplikowany... Musisz wiedzieć czego chcesz, przy Evelyn nie da się inaczej...
— Chcę odzyskać jej zaufanie. Chcę ją wspierać... Do czasu, aż nie będę miał pewności, Evelyn nie może nic wiedzieć, rozumiesz?
— Rany... Czemu ja się wpieprzam w wasze sprawy to ja nie wiem... Będę to musiał odchorować.
— Po prostu miej ją na oku...
— Podczas gdy ty będziesz w Kalifornii ze swoją narzeczoną w ciąży?
— Wiem... Wierz mi, że chciałbym to wszystko jak najszybciej poukładać...

Wpatrywała się w sufit i miała dość leżenia w szpitalu. Nie miała komputera, była zupełnie sama, a programy w telewizji były tak nudne, że wyłączyła go po kilku minutach. Miała zostać wypisana w poniedziałek, ale do tego czasu została jeszcze cała niedziela, która dopiero się zaczynała. Poza tym nadmierne zainteresowanie ze strony wszystkich bliskich, zaczynało ją męczyć. Wszyscy przychodzili, jęczeli, rozmawiali o niej, martwili się i traktowali jak ułomne dziecko.
— Hej... — Usłyszała z okolic drzwi i odwróciła wzrok w tamtym kierunku. Koło nich stał Sebastian ze swoją torbą.
— Już jedziesz? — Nie ukrywała zawodu, bo bardzo chciała, żeby było jak dawniej i mogła go widywać niemal codziennie, a nie raz na nie wiadomo ile.
— Tak... Za kilka godzin mam lot do Kalifornii. Przyszedłem się pożegnać i powiedzieć, że jeśli coś jest nie tak to od razu masz dzwonić... — Przysunął sobie jedno z krzesełek i usiadł koło jej łóżka.
— Cholernie brakowało cię w moim życiu, wiesz?
Zaśmiał się cicho i pocałował wierzch jej dłoni.
— Nie wywijaj więcej takich numerów.
— Nie moja wina, że jestem niezdarą. Kiedy masz rozmowę w sprawie pracy?
— Eve... Odbyłem ją w piątek. Zadzwoniłem do nich, żeby spytać czy moglibyśmy się spotkać, bo jestem w mieście.
— Och! I jak poszło? Dlaczego nic nie powiedziałeś? — Uśmiechnęła się do niego szeroko.
— Są rzeczy ważniejsze od tego... Chyba nieźle. Mam nadzieję, że mnie przyjmą. Wtedy w okolicach czerwca wróciłbym na stałe tutaj...
— Byłoby idealnie.
Uśmiechnął się do niej promiennie i podniósł, nachylając nieznacznie, żeby pocałować ją w czoło.
— Zadzwoń jak dolecisz...
— Oczywiście... — szepnął i ruszył w stronę drzwi. Patrzyła dłuższą chwilę na drzwi, jakby liczyła, że jednak wróci i zostanie. Wiedziała jednak, że to niemożliwe, więc ukryła się pod kołdrą i nie miała zamiaru wychodzić.

4 komentarze:

  1. Wiedziałam, że Alison coś odpieprzy. :D
    Powiedziała o ciąży w momencie, kiedy Evelyn na nowo pojawiła się w życiu Sebastiana. To jest zbyt podejrzane, szczególnie, że Sebastian przyznał, że mało z nią ostatni sypiał. Hm...
    Teraz w tym wszystkim robi mi się żal Coltona. Wszyscy tak bardzo skupiają się na Evelyn i jej problemach, że Colton odszedł w odstawkę. Mam nadzieję, że nie okaże się mieć on jakiś problemów i kiedy Evelyn zacznie wychodzić na prostą wydarzy się nagle tragedia i Colton umrze, Jeny, gdyby on popełnił samobójstwo w najmniej oczekiwanym momencie, to by był szok. A Evelyn pewnie by się obwiniała i jej stan raptowne znów by uległ pogorszeniu..
    Sebastian jest taki troskliwy, aż mam mu ochotę wybaczyć, że taki debil z niego, serio. No bo jest debil, nie potrafi się postawić w żaden sposób Alison, ta go zaraz do ołtarza zaciągnie i jeszcze to dziecko. Mam wrażenie, że to wcale nie jego...
    A Evelyn na pewno się o tym dziecku dowie, bo jeśli faktycznie jest w ciąży, to brzucha nie ukryje.
    Ach, generalnie jestem zauroczona opowiadaniem i czekam na kolejny rozdział!
    Pozdrawiam cieplutko!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że opowiadanie Ci się spodobało :) Mam nadzieję, że nie zawiodę oczekiwań :)
      Z całą pewnością wpadnę na Twojego bloga! Opis mnie zaintrygował, a akacja rozgrywa się w moim ukochanym Gdańsku! Jeszcze dzisiaj zacznę czytać ;)
      Pozdrawiam! :)

      Usuń
  2. Zdziwiłam się czytając początek. Znacząco odstaję od poprzednich - mam na myśli atmosferę i nastrój, jaki tutaj panuję. Duże zaskoczenie i duży zwrot akcji, bo podejrzana przez znaczną większość osób, próba samobójcza wytrąciła mnie z rytmu. Zaczęłaś spokojnie. Wiedziała, że tak nie będzie przez cały czas, zwłaszcza, znając tematykę i problemy Evelyn. Mimo to szybko nastał ten ponury obraz nieszczęścia. Albo ja go nie lubię i oddalam od siebie, najchętniej by było gdyby zniknął. Rzeczywistość, wiemy, wygląda inaczej. Naprawdę lubię Coltona, tylko jeśli tak dłużej pójdzie zacznie żyć jedynie losem i nieścieczeniem przyjaciółki i straci z oczu własne. Evelyn jest w tym egoistyczna, bo choć nie chcę obciążać bliskich swoim stanem, ignoruję potencjalne pogorszenie stanu Coltona. Tak, on obecnie jest dla niej wsparciem, niestety osoby w depresji często nie widza, że przez takie zachowanie narażają je na niejakie zagrożenie. Lubie natomiast rozmowy (te nasycone żartami) Coltona i Sebastiana. Sebastian... facet zranił Evelyn, stwarzał obraz mocnego stanowczego faceta, który nie boi się ranić, tymczasem poddaję się Alison, bierze to, co los daję, albo co mu wciska narzeczona. Pragnie dobrze dla obu kobiet. Z tym, że musi dokonać wyboru, obecnie balansuję między zapewnieniem komfortu jednej i drugiej. Póki co jego zachowanie wygląda niczym wyrzuty sumienia wobec Evelyn, boi się czy nie popełni głupstwa, ale bardziej rani ją dając nadzieję na coś więcej i wciąż tkwiąc w związku z Alison.
    A ponoć to kobiety wszystko komplikują ;-)
    Smutny ten rozdział. Depresja utrudnia spojrzeć na pewne rzeczy z innej perspektywy.
    Liczę na więcej Alison, jestem jest ciekawa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko się rozwija więc wypadki, smutki i załamania jeszcze się pojawią. Podobnie jak retrospekcje, które, mam nadzieję, rzucą trochę światła na przeszłość Evelyn i jej relacje z różnymi osobami.
      Co do Alison... Z całą pewnością jeszcze się pojawi, bo mimo wszystko ma duży wpływ na życie głównej bohaterki :)
      Zapraszam serdecznie na kolejny rozdział :)
      Pozdrawiam :)

      Usuń

Każdy komentarz motywuje do dalszego pisania i wywołuje szeroki uśmiech na twarzy autorki :)
Wasze uwagi mogą mieć wpływ na mój warsztat, ale także na fabułę!
Za każdy wpis i odwiedzenie bloga ogromnie dziękuję :)

Obserwatorzy

Szablon stworzony przez Lune / Technologia Blogger / Credits: X X X