22 wrz 2016

#03 'the talk



Człowiek, który ma depresję, świat widzi w ciemnych barwach. Nie dostrzega się rzeczy pozytywnych, nic nie jest wystarczająco dobre. Ktoś kiedyś powiedział, że to ludzie z depresją, widzą świat takim jaki jest, nie oszukują się i nie tworzą złudzeń. Ale jaki jest w tym sens, skoro są nieszczęśliwi? 
Evelyn spędziła dwa dni w mieszkaniu, obserwując jak Colton spokojnie rozpakowuje swoje rzeczy. Siedziała na sofie w salonie i patrzyła na każdy jego ruch, głaskając śpiącą na jej kolanach kotkę.
— Okey, chowam suszarkę i noże. Będę miał na ciebie oko, więc lepiej, żebyś nic nie kombinowała... — powiedział poważnym tonem, siadając na przeciwko niej. 
— Spoko. Naprawdę nie chcę się zabić...
— Też tak mówiłem. A kilka dni później ratowali mnie, bo podciąłem sobie żyły kawałkiem lustra. Wzięłaś leki?
Skinęła głową.
— Super. Jakieś plany na dzisiaj?
— Miałam robić projekt do pracy.
— Dobrze, ja muszę przygotować kolejne projekty na zaliczenie więc spędzimy dzień w domu. Dałaś znać na uczelni, że cię nie będzie?
— Moje zajęcia są teraz tak ograniczone, że i tak nie muszę się pojawiać. Ale tak. W pracy też.
— W porządku... 
Najpierw razem siedzieli w salonie i pracowali ramię w ramię, jednak w końcu dziewczyna przeniosła się do swojej sypialni. Jej kotka spała smacznie w kącie łóżka. Evelyn założyła słuchawki na uszy i zamknęła się w swoim świecie, co chwila poprawiając projekt książki, którym się zajmowała. Miała wrażenie, że nadal nie jest wystarczająco dobrze. Nagle do pokoju wszedł Colton z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
— Wszystko okey? — zapytała, zsuwając słuchawki i przyglądając mu. 
— Masz gościa.
— Okey... — zmarszczyła brwi i wstała. Nawet nie sprawdziła w lustrze jak wygląda, wiedziała że źle. 
— Posłuchaj, jeśli nie masz ochoty z nim rozmawiać to mów... 
Nie do końca zrozumiała o co mu chodzi, jednak gdy wyszła do salonu, stanęła jak wryta, patrząc na przybysza. Sebastian stał pod ścianą i obserwował ją uważnie. Jedyne czego teraz chciała, to wpaść mu w ramiona i zapomnieć o ostatnich czterech latach. Wypuściła głośno powietrze.
— Jedno słowo... — Usłyszała tuż obok swojego ucha. Pokręciła głową.
— Cześć, Hunter — powiedziała cicho, siląc się na uśmiech. — W porządku, Colton.
— Mogę cię z nim zostawić?
— Nie mnie powinieneś o to pytać.
Czarnoskóry chłopak popatrzył na szatyna z uniesioną brwią.
— Spokojnie. — Uniósł do góry ręce jakby Colton do niego celował z pistoletu. Ten przyjrzał im się uważnie, po czym skierował swoje kroki w stronę drzwi.
— Jak wrócę i zobaczę, że płacze to cię wypatroszę... — warknął.
Poczekała aż chłopak zamknie za sobą drzwi. Odwróciła się w stronę Sebastiana, który stał z rękami ukrytymi w kieszeniach. Zauważyła jak z sypialni wychodzi jej kotka, która z głośnym miauknięciem otarła się o jego nogi, domagając pieszczot. Kiedy tylko wziął ją za ręce, zaczęła mruczeć z zadowolenia.
— Tęskniła... — powiedziała cicho Evelyn.
— Nie tylko ona... — Usiadł na kanapie, układając zwierzaka na kolanach. — Dobrze wyglądasz.
— Zawsze byłeś czarusiem. Wiem, że to nieprawda, ale dziękuję, że chcesz mi poprawić nastrój... — Zaśmiała się nerwowo. — Chcesz coś do picia? Mam do zaoferowania tylko wodę... Colton jest przewrażliwiony i zabrał wszystko co może ewentualnie służyć za narzędzie zbrodni. Chociaż, jak to się mówi, dla chcącego nic trudnego... Nawet alkohol zabrał, bo stwierdził, że mogłabym się zapić...
Skinął głową i obserwował jak wchodzi do kuchni, z której wraca po kilkunastu sekundach.
— Tylko plastik. Pochował noże i suszarki. Ale zawsze mogę stłuc okno albo lustro... Nie to, że bym chciała... Nie chcę się zabić... Ja po prostu się zastanawiałam jak to jest się... smażyć... A ponieważ psychoterapeutka kazała mi zawsze mówić o takich rzeczach... To teraz wszyscy wariują... Zresztą... Jestem na antydepresantach... Czuję się względnie dobrze, pomijając, że nie mam ochoty wychodzić z mieszkania. Jeszcze... Wybacz, za dużo mówię... Dlaczego tu jesteś?
— Musimy porozmawiać, Eve...
— Zależy o czym.
— Przepraszam... Czuję się naprawdę podle.
— A - powinieneś, B - nie przypisuj sobie całej zasługi. Są jeszcze geny. C - długo ci to zajęło.
— Cholera... To nie było takie proste jak ci się wydaje.
— Dla mnie było proste: znalazłeś sobie kogoś lepszego ode mnie. Rozumiem. Jestem dość żałosna. Użerać się z depresją jest przesrane. Dobrze, że uciekłeś bo teraz to by dopiero było!
— Nie miałaś wtedy depresji, to nie był powód.
— Powiedz, przespałeś się z nią kiedy byliśmy razem?
— Nie. 
— Chociaż tyle... Więc najpierw zakończyłeś to co było między nami, postanowiłeś mnie wypieprzyć ze swojego życia, a potem przelecieć tą dziwkę...
— Nie nazywaj jej tak — powiedział ze spokojem.
— Ooo widziałeś się z Olivią... Powiedziała ci jak masz ze mną rozmawiać... Miło...
— Evelyn...
— Psychoterapeutka poleciła mi wyrzucić wszystko co mi leży na wątrobie. A więc... Złamałeś mi serce. Zmiażdżyłeś, zgniotłeś, rozbiłeś na milion kawałeczków, a ja musiałam to potem zbierać. Nie jest łatwo. A teraz pojawiasz się tutaj i rozpieprzasz to co udało mi się poukładać. Chyba nie rozumiesz jak ja się poczułam... Wywaliłeś do kosza na śmieci prawie dwadzieścia lat naszej przyjaźni. Nie powiedziałeś nic, oprócz: "To nie ma dalej sensu, Eve... Związek na odległość jest uciążliwy dla obojga. Dajmy sobie spokój, przynajmniej do czasu ukończenia studiów". — Dokładnie zacytowała jego słowa. Tak, pamiętała co powiedział tamtego dnia. — A ta twoja... — Wciągnęła głośno powietrze. — Obnosi się na ślubie MOJEJ siostry, na który nikt jej nie zapraszał, pierścionkiem zaręczynowym! Bezczelna... — Nie powiedz pinda.
— Wiem. Jej zachowanie było okropne, wierz mi, że już zdążyłem z nią o tym porozmawiać. Mi też się nie podobało to co wyprawiała, szczególnie że... To skomplikowane.
— Och, proszę... Mam mnóstwo czasu. — Skrzyżowała ręce na piersi i rozsiadła wygodnie na fotelu. 
— Nie do końca jej się oświadczyłem. Rozmawialiśmy o tym, ona zrozumiała moje słowa jak oświadczyny i trudno było to odkręcić...
— Więc nie odkręcałeś. Wy i wasza męska logika. Przynajmniej chcesz tego ślubu?
Wzruszył ramionami.
— Gratuluję. Nigdy bym nie powiedziała, że jesteś tym który robi coś wbrew sobie. Zawsze byłeś osobą, która dokładnie wie czego chce, a teraz co? 
— A jednak... Wiele się zmieniło.
— Sebastian, cholera jasna, ta laska jest okropna. I nie, nie czuję się, źle że to mówię. Jest wredna, nie ma wyczucia oraz taktu. Patrzyła na mnie jakby chciała mnie zabić. Na ślubie MOJEJ siostry! Starała się zaznaczyć, że wybrałeś ją a nie mnie. Normalnie nie byłoby to nic dziwnego, gdyby nie fakt gdzie i w jaki sposób to robiła. Serio, stać cię na więcej... Jeśli tego nie chcesz, to tego nie rób. Nikt cię nie może zmusić do ślubu... Nie poznaję cię... Nie jesteś chłopakiem, za którym tak szalałam. To przez nią?
Podniósł na nią wzrok, nadal drapiąc zwierzaka za uchem.
— Niby depresja, ale nadal potrafisz dawać trafne, życiowe rady i masz swoją czarującą, cyniczną naturę.
— To się tyczy mnie, nie ludzi dookoła... — Pokręciła lekko głową. — Zresztą to twoja sprawa. Jeśli jesteś szczęśliwy... 
— Nie wiem...
— Jak ty pieprzysz, Hunter. — Zaśmiała się drwiąco i popatrzyła na niego. — Coś ty nawyprawiał to ja nie wiem. Nadal mimo wszystko jesteś moim przyjacielem... Chuj, że nie rozmawialiśmy ze sobą cztery lata... Mimo wszystko czułabym się źle, gdybyś był nieszczęśliwy... — Wywróciła oczami. — Dajcie mi medal za bycie najżyczliwszą i najbardziej wyrozumiałą osobą pod słońcem. Powinnam cię wywalić za drzwi i kazać spieprzać z mojego życia raz na zawsze. A jednak nie potrafię...
— Zawsze byłaś dobra.
— A ty to wykorzystujesz...
— Nigdy.
Popatrzyła mu prosto w oczy.
— Czemu tu jesteś, Sebastian? — Wypuściła głośno powietrze.
— Cztery lata temu, podjąłem najgorszą decyzję w życiu i do dzisiaj odczuwam konsekwencje tego. 
— Nie tylko ty... — Skrzywiła się.
— Posłuchaj... — Nachylił się lekko w jej stronę. — Wtedy wydawało mi się to świetnym pomysłem. Byliśmy na studiach, z dala od siebie, każde chciało spróbować czegoś innego, nowego. Ta rozłąka dla mnie też była okropna. Te dwa czy trzy dni które spędzaliśmy ze sobą, jeszcze to pogarszały, bo kiedy znowu byłem z daleka, to tęskniłem bardziej... Wiem, że moje późniejsze decyzje na to nie wskazywały, ale nie mogłem znieść tego wszystkiego. Alison pozwalała mi nie myśleć o tym jak mi cię brakuje. Nie chciałem cię zdradzić, być nie fair. Wydawało mi się, że moje życie zaczyna się budować w Stanfordzie, że Nowy Jork to już przeszłość... A ty nie chciałaś wyjechać, więc... Nigdy nie mówiłem, że podejmuje logiczne decyzje. Najpierw było świetnie. Imprezy, nie przejmowanie się, że czekasz na telefon, że w weekend muszę lecieć przez cały kraj żeby się z tobą zobaczyć, albo że przyjeżdżasz, więc cały weekend będziemy razem... A ty tego zawsze tego oczekiwałaś. Absorbowałaś mnóstwo mojego wolnego czasu. 
Auć... Zabolało.
— Ale z czasem zaczęło mi to ciążyć... Chciałem budować stabilną przyszłość, a nie imprezować i zawalać studia. Nawet nie wiesz ile razy usłyszałem, że jestem nudnym kujonem, bo zamiast w weekend iść na imprezę, siedziałem w mieszkaniu i robiłem projekty, albo pracowałem. Wydawało mi się, że Alison jest odpowiednią dziewczyną: poukładaną, spokojną, nie kłóciliśmy się... Była twoim zupełnym przeciwieństwem. Cóż... W końcu jesteś jednym wielkim chaosem, Evelyn... Nie zaprzeczaj... — Uśmiechnęła się pod nosem, bo musiała przyznać rację. Często się wkurzała, miała bałagan w okół siebie, nie miała sprecyzowanych planów na przyszłość. Czasem wychodziła z domu bez celu i błąkała się po ulicach, nie dając nikomu znaku życia przez kilka godzin. Rozumiała o co mu chodzi. — Najpierw chciałem wrócić i naprawić to co spieprzyłem, w końcu przyjaźniliśmy się i tego mi tak bardzo brakowało... Ale im dłużej zwlekałem, tym trudniejsze się to stawało. Wiedziałem, że się wściekniesz... Jestem tchórzem, co mogę powiedzieć... A Alison zawsze była. Czułem się z nią dobrze... Wydawało mi się, że nauczyłem się żyć bez ciebie. Zresztą... Poza tym wiesz, że w ostatnich miesiącach byłaś przewrażliwiona i mnóstwo czasu spędzaliśmy na kłótniach.
— I seksie... — mruknęła.
— Taa... — Uśmiechnął się łobuzersko. — Obojgu nam ciążyło to rozstanie. Wtedy na ślubie... Coś pękło i wróciło. Uświadomiłem sobie, że strasznie mi ciebie brakuje... Mam teraz w głowie taki mętlik, że sobie nie wyobrażasz...
Popatrzyła na niego spod byka.
— Okey, dobrze wiesz...
— Byłam gotowa się przenieść... — szepnęła.
Popatrzył na nią zaskoczony.
— Chciałam się od nowego roku przenieść do Kalifornii...
— Nie powinnaś... Parsons jest najlepszą szkołą artystyczną w Stanach. Nie byłem wart zaprzepaszczenia tej szansy. Szczególnie, że wiem jak trudno się do niej dostać...
Podniosła się gwałtownie.
— Mówisz to bo mam depresję i chcesz żebym poczuła się lepiej? Nie rób tego. Znowu znikniesz, wrócisz do swojej narzeczonej, a ja zostanę z tym syfem sama.
— Nie zniknę tym razem. Chciałem przyjechać zanim powiedziałaś o depresji.
— Ale tego nie zrobiłeś! — warknęła.
— Bo to nie jest proste! Naprawdę chcę chociaż trochę naprawić to wszystko...
— Nie wierzę.
— Wiem. Mam zamiar zasłużyć na twoje zaufanie. 
— Powodzenia... — szepnęła, patrząc mu prosto w oczy. — To nie jest dobry pomysł. Sebastian, mam problemy psychiczne, nigdy nie wiadomo kiedy to wróci. Czuję się bezwartościowa i beznadziejna. Nie pchaj się w takie rzeczy. Bywam wredniejsza niż wcześniej. Szybko się denerwuję.
— Gorzej być nie może, robiłaś mi awantury za wyraz twarzy, nie pamiętasz? — zaśmiał się cicho. Westchnęła. Miał rację. Nie przyznała się przed nikim, nawet przed psychoterapeutką, ale miał prawo mieć jej dość w ostatnich miesiącach ich związku. A ona grała ofiarę, chociaż może nie do końca nią była. — Chodź... — powiedział, rozkładając ramiona. Popatrzyła na niego nieufanie, po czym powoli siadła obok i pozwoliła się objąć. W tym momencie poczuła się w końcu jak na odpowiednim miejscu. Jakby po wielu miesiącach wróciła w domu. Momentalnie się rozluźniła i wtuliła w jego ciało. Oparł brodę o czubek jej głowy i mocno do siebie przycisnął. — Naprawdę chcę wszystko naprawić. Byliśmy przyjaciółmi od dziecka... 
— A ja naprawdę chciałabym w to wierzyć... Ale wracasz do Kalifornii z Alison, a ja zostaję tutaj.
— Poukładam to wszystko, obiecuję. Poza tym... Dostałem ofertę pracy tu, w Nowym Jorku. Miałbym zacząć zaraz po zdobyciu dyplomu. W przyszłym miesiącu mam rozmowę...
Podniosła głowę i spojrzała mu w oczu.
— Obyś mówił prawdę... Nie zniosę kolejnego zawodu. Mówię poważnie.
— Obiecuję, że nie odejdę.
Ułożyła się wygodnie i przymknęła oczy, czując jak chłopak głaszcze ją po plecach. Po raz pierwszy czuła się zrelaksowana i bezpieczna. Wszystkie myśli opuściły jej głowę i nagle nic innego się nie liczyło, oprócz tego, że leży w jego ramionach. Miała gdzieś przeszłość i przyszłość. Nie obchodziła ją Alison. Teraz, nawet nie myślała o związku i miłości. Po prostu cieszyła się, że ma przy sobie przyjaciela.

Kiedy Colton otwierał drzwi, nie był pewny co zastanie. W najgorszej wizji, widział Evelyn leżącą przy rozbitym lustrze, w kałuży krwi sączącej się z jej nadgarstków. Ale równocześnie czuł, że jeśli coś poszło nie tak, to Sebastian by jej nie zostawił, tylko czekał na jego powrót. Wszedł powoli do przestronnego salonu i stanął jak wryty. Jego przyjaciółka spała, i to mocno, sądząc po tym, że drzwi nieźle trzasnęły przy zamykaniu, a jej oczy nadal były zamknięte. Oddychała równomiernie, trzymając się kurczowo ciemnowłosego chłopaka.
— Czy ona śpi? — zapytał, siadając na jednym z foteli.
— Nie, przywaliłem jej w łeb butelką... — rzucił ironicznie Sebastain i poprawił się na sofie. Nie dość, że spała na nim Evelyn, to jeszcze na kolanach uwaliła się jej kotka.
— Wybacz, stary, ale weź się nie ruszaj. Wiesz kiedy ona ostatnio spała tak mocno?
— Skąd wiesz, że śpi aż tak mocno?
— Jak jej to trzaśnięcie drzwi nie obudziło... Ostatnio mówiła, że nawet mucha wytrąca ją ze snu. Nie ruszaj się, bo użyję kolejnej butelki, tym razem żeby uśpić ciebie.
— Uroczo...
— Przynajmniej mogę cię przepytać. Nigdzie nie uciekniesz... Jaki masz plan? Bo wiesz, jeśli ona będzie znowu przez ciebie płakać to dorwę cię w tej Kalifornii i tak urządzę, że cię matka nie pozna, chociaż to złota kobieta jest. Nie zrozum mnie źle, w pewnym sensie powinienem ci podziękować, gdyby nie to nie poznałbym jej, ale wolałbym ją spotkać w innych okolicznościach niż u psychiatry. To cudowna dziewczyna i nie mam zamiaru patrzeć jak cierpi kolejny raz.
— Wierz mi, że nie mam zamiaru jej skrzywdzić nigdy więcej.
— Och, lepiej dla ciebie żeby tak było. Ale masz plany... Ślub, praca...
— Nie martw się. Nigdy więcej jej nie zostawię...
— Obyś mówił prawdę... Tylko ja nie jestem pewny, czy ona jest w stanie być tylko twoją przyjaciółką... Teraz pewnie jej się to wydaje świetnym pomysłem... — Nachylił się w jego stronę. — Ale ona za bardzo cię kocha i w końcu to do niej dotrze.

*

Tak, tak... Powiedziałam rodzicom. Byli w szoku. Byli źli, że dopiero teraz... Wiem, że muszą to przetrawić. Nie mam im tego za złe. Czy czuję się lepiej? Czuję się lepiej przez leki zapewne. Nie myślałam już o samobójstwie. Cholera jasna! To było jednorazowe... Serio, nie wiem co mnie wtedy podkusiło... Nie chciałam się zabić! Ile razy mam to powtarzać! Tak, poprosiłam Coltona, żeby się przeniósł do mnie na kilka dni. Dlaczego? Nie wiem... Czuję się lepiej mając kogoś w mieszkaniu.
Co się zmieniło? Rozmawiałam z Sebastianem. Obiecał, że wszystko naprawi. Chciałabym mu wierzyć. Ale wiesz... Trudno odzyskać zaufanie. Czy się cieszę? Cieszę się, że znowu jest w moim życiu... No wiesz... Na razie wolę odbudować przyjaźń. Za bardzo mi go brakowało. Tak, wiem, że będą mnie nazywać naiwną. Ale wiesz co? Mam to w dupie. Nie wiedzą jak to między nami było... Zadzwonił do mnie jak tylko doleciał do Kalifornii. Wiesz jak dobrze jest słyszeć jego głos? Naprawdę, na chwilę obecną nie chodzi mi o związek... Chodzi mi o jego obecność, przyjaźń. Nie wierzysz mi? Pragnę ci przypomnieć, że zanim zaczęliśmy się spotykać, przez wiele lat się przyjaźniliśmy. Pomimo różnic. Wiesz, ja - wycofana, samotniczka, zawsze grzeczna i starająca się unikać konfrontacji i kłótni. To on był tym niegrzecznym, popularnym, czasami agresywnym. To on stawał w mojej obronie, gdy ktoś mnie atakował. Ile razy był u dyrektora po tym jak kogoś pobił albo zwyzywał. Przy nim wypalałam pierwszego papierosa, próbowałam alkoholu. Pierwszy pocałunek, dotyk, seks... Był pierwszy we wszystkim. A kiedy myślałam, że wpadliśmy, siedział ze mną cały weekend, pocieszając i zapewniając, że damy radę. Wiesz, utrata przyjaciela była znacznie bardziej bolesna niż rozpad związku. Czy wolałabym, żeby po rozstaniu nadal był przy mnie? Może nie od razu, ale z czasem... Wiesz, z jednej strony rozumiem, że było mu głupio. Ale poczułam się tak, jakby to co było między nami przez tyle lat, nie miało dla niego znaczenia, bo bez mrugnięcia okiem to zostawił za sobą. Teraz wiem, dlaczego przekazanie tej informacji zajęło mu niecałe pięć minut. Nie było to dla niego łatwe tak samo jak dla mnie. Skąd to wiem? Znam go od dziecka, dobrze wiem kiedy kłamie. Nie kłamał, kiedy rozmawiał ze mną kilka dni temu. 
Słucham?! Oczywiście, że dam mu szansę! Gdybyśmy nie dawali drugiej szansy ludziom, zostalibyśmy zupełnie sami. Wychowywałam się z nim... Nie mogłabym od tak go skreślić... 
Ale... Wiem, wiem... Boisz się, że jestem dwubiegunowa i wpadnę teraz w zachwyt i euforię. Nic z tych rzeczy... Dopóki to faza wstępna, nie mam zamiaru się nadmiernie ekscytować i napalać. Potem się sparzę... Czas pokaże.
Regularnie biorę leki, wróciłam na uczelnie i do pracy. Wszystko wydaje się wracać do normy. Tak myślę. Mój projekt nawet mi się podobał. Był niezły. Szefowi też się spodobał. Moja praca dyplomowa jest na dobrej drodze do zakończenia.
Wydaje mi się, że jest lepiej... 

*

— Jak było w Bostonie?
— Jak było na ślubie?! — krzyknęła niska, ciemnowłosa dziewczyna, wchodząc do jej względnie uporządkowanego mieszkania.
— Intensywnie. — Evelyn weszła do kuchni, żeby przygotować im coś do picia.
— I od kiedy Colton z tobą mieszka?!
— Kilka dni. — Postawiła szklanki ze świeżo wyciskanym sokiem pomarańczowym na stoliku i popatrzyła na przyjaciółkę. — Muszę ci coś powiedzieć...
— Jak widzę twoją minę to się boję...
— Posłuchaj... Cokolwiek pomyśli i jakkolwiek się wkurzysz, proszę cię poczekaj aż skończę...
— Teraz to się zastanawiam czy chcę wiedzieć...
— Wiesz jak przeżyłam rozstanie z Sebastianem...
— Wiem, chciałam go wtedy wykastrować... — Zamilkła po tym jak Evelyn spiorunowała ją wzrokiem.
— Moja ciocia miała depresję. Okazało się, że mam geny, które zwiększyły ryzyko mojego zachorowania. Po rozstaniu... Silne emocje, nadmiar pracy, gigantyczne wymagania... Siostra wysłała mnie do psychoterapeutki i chociaż nie chciałam się do tego przyznać... Okazało się, że ja też choruję... Dzięki temu poznałam Coltona. Intensywnie leczyłam się kilka tygodni. Potem to ustąpiło, chociaż cały czas chodziłam do psychiatry. Potrzebowałam tego żeby poukładała mi wszystkie myśli. Wiem, powiesz że mogłam przyjść do ciebie, ale było mi wstyd. Do dzisiaj mi wstyd, że sobie na to pozwoliłam. Wszystko było okey, ale im bliżej ślubu, byłam coraz bardziej zdołowana. Wiesz... Siostrze wyszło, jest szczęśliwa, a ja... A ja nie potrafię. Znowu wpadłam w poczucie beznadziei. Nie doceniałam nic co robiłam. Wybuchłam, gdy na ślubie dowiedziałam się, że Sebastian jest zaręczony. To i jego obecność... Przez jedną sekundę myślałam o... — Zawiesiła głos na chwilę i splotła ze sobą dłonie. — Myślałam o tym jak to jest gdy wrzuca się suszarkę do wanny. Dostałam antydepresanty, przyznałam się rodzicom... W końcu porozmawiałam z Sebastianem.
— Po co?! — warknęła dziewczyna. — Doprowadził cię do tego, a teraz co?
— Powiedziałam ci, ze mam depresję, a ty tylko o tym, że z nim rozmawiałam? Będziemy naprawiać nasze relacje. Teraz widzę, że mogłam też być winna tego rozstania. Oczywiście to nie tłumaczy tego, że powiedział dwa zdania i zniknął na cztery lata, ale... Nie byłam idealna.
— Jesteś głupia. Nie dość, że nic nie powiedziałaś, to jeszcze pozwalasz mu wrócić!
— Żałuje...
— A co jak zrobi to znowu? Co jak odejdzie?
— Nie ufam mu... Jeszcze. Ale jeśli się będzie starał... Co byś zrobiła, gdyby chodziło o Theo? Nie chciałabyś przynajmniej spróbować?
— Jesteś w stanie się z nim przyjaźnić, skoro on najwyraźniej planuje założyć rodzinę?
— Nie wiem... Ale kim bym była, gdybym nie spróbowała? Gdybym nie dała mu szansy...
— Nie boisz się, ze znowu doprowadzi cię do załamania?
— Wiem, że są ludzie, którzy mi pomogą wstać.
Dziewczyna zamilkła, obserwując przyjaciółkę. Blondynka poprawiła się na siedzeniu i upiła łyk soku, czując jak jej usta wysychają niczym Dolina Śmierci.
— Przepraszam, że nic nie mówiłam... Było mi wstyd... Zawsze widziałaś we mnie silną i niezależną osobę, aż tu nagle...
— Na początku widziałam, że coś jest nie tak... Ale myślałam, że to przez rozstanie. Tak bardzo go kochałaś...
— Nadal kocham... — szepnęła cicho Evelyn i skierowała wzrok w stronę okna.
— Jesteś pewna? Może po prostu nie potrafisz się przyznać do tego, że tego już nie ma? Może jesteś tak do niego przywiązana, że cały czas wydaje ci się że nadal go kochasz... Może tego już nie ma, nie myślałaś o tym?
— Chciałabym, żeby to co mówisz było prawdą. Mogłabym wtedy się z nim przyjaźnić... — Uśmiechnęła się blado. — Mam mętlik w głowie... Cholerny...

3 komentarze:

  1. Trafiłam na Twojego bloga dzięki - blogobranie i oświadczam, że zostaję na dłużej ;-) Podjęłaś się trudnej tematyki - depresji. Mam w tej kwestii doświadczenie (od dobrych kilku lat) dlatego to jeden z powodów, dla których spodobała mi się historia opisywana na blogu. Kolejnymi powodami jest niewątpliwie styl pisania, delikatne przejścia z jednej myśli do drugiej, z jednego zdarzenia do kolejnego. U mnie panuję chaos. Może to dlatego, bo masz większy warsztat?
    Pokochałam Evelyn o twarzyczce Margot Robbie. Evelyn to taka nieszcześliwa duszyczka o artystycznej duszy. Spora część osób mających problemy emocjonalne/na tle psychicznym odczuwa chęć przekazania czegoś światu, albo inaczej - uzewnętrznienia swojego nieszczęścia; uczuć; emocji. I rzadko kiedy są szczęśliwi, ponieważ nie zadowala ich to, co widza dookoła i to, że nie umieją się cieszyć tym jak inni. Takie ciągłe poszukiwanie siebie. Cieszę się ze szczęścia Evelyn (tymczasowej euforii charakterystycznej dla choroby dwubiegunowej, o czym wspomniałaś w poście). Mimo wszystko uważam iż Evelyn powinna znaleźć oparcie, siłę sama w sobie. Czerpać tą siłę z wnętrza. Ludzie - niestety - odchodzą, i wtedy zostajemy sami. W takich momentach musimy radzić sobie i SAMI wstać na równe nogi. Oczywiście z pomocą terapeuty, przyjaciół. Możność odnalezienia tej siły w sobie jest jednak niezbędna w procesie leczenia. Przynajmniej ja tak na to patrzę i mówię po tym co przeszłam i nadal przechodzę z depresją. I nie wstydzę się jej. Tak samo jak Evelyn, która oznajmiła o tym fakcie przy szerokim gronie. Swoją drogą, bardzo podoba mi się owa scena. Być może była wynikiem rozpaczy lub zmęczenia, ale to jakiś przełom! Podobają mi się jej rozmowy z terapeutą tym bardziej, że tylko ona mówi. Nie piszesz dialogu między nią a lekarzem. Dzięki temu mam wgląd w nią lub jej część, kiedy znajduję się poza "bezpiecznymi" murami domu, towarzystwa ludzi. Charakterek ma nasza Evelyn - pozwól, będę tak o niej mówić - nasza, bo czuję tą postać.
    Amanda Seyfried w roli Olivii. Dobrałaś wizerunki aktorek których darze sympatią, czym mnie kupiłaś :-P Typowa starsza siostra będąca oparciem, na pozór idealna. Obie wiemy iż takie osoby nie istnieją i mają swoje problemy. I są godne podziwu, ponieważ dają tak wiele. Oby otrzymywały w zamian równie dużo. Takie osoby muszą jednak ładować baterię żeby obdarowywać pozytywną energią oraz ciepłem. Chętnie poczytałabym o niej więcej. Lubie zagłębiać się w życie pozostałych bohaterów opowiadania.
    Colton - typ przyjaciela którego chciałoby się spotkać w realu. I jeszcze gej. Miło widzieć osoby tolerancyjne, które nie przedstawiają kogoś negatywnie ze względu na odmienną orientacje seksualną, inny kolor skóry, wyznanie itp. Każdy ma prawo do szczęścia. Choć Colton wydaję się mocny, znajomość z Evelyn dużo go kosztuję - przynajmniej ja mam takie odczucie. Ludzie z problemami emocjonalnymi powinni uważać, ponieważ ich nastroje/zachowania charakterystyczne dla danego schorzenia - depresji itd., oddziałują na siebie. Przyjaźnie takie przyjaźnie wystawiane są na próby.
    Jeśli chodzi o Sebastiana, trudno powiedzieć. Jego postać wciąż się rozwija, mało o niej wiadomo. Ciężko go ogarnąć, ale zapewne to zamierzone z Twojej strony. Nie chcesz pokazywać wszystkiego na pierwszych stronach historii.
    A, jeśli chodzi o dzisiejszy rozdział - nie podałaś (chyba, że coś mi umknęło) imienia przyjaciółki. Wiem tyle iż to ciemnowłosa dziewczyna. Czy mowa o Violet? Chętnie poczytałabym więcej o sposobie i rodzaju pracy Evelyn. Fotografia, sztuka której warto poświęcić kilkanaście zdań. Taka ma sugestia.

    Cholera, ale się rozpisałam. Dziękuję za dzisiejsze umilenie dnia, zwłaszcza w okresie grypy żołądkowej, która uziemiła mnie w domu.
    Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och rany, jak miło czytać takie komentarze! I to tak szczegółowe. Dzięki nim wiem, że są ludzie, którzy dokładnie czytają, a to daje ogromną motywację :)
      Mam nadzieję, że nie zawiodę w kwestii fabuły :) O pracy Evelyn jeszcze będzie, także niedługo można się spodziewać nieco dłuższego fragmentu o tym co robi :)

      Życzę szybkiego powrotu do zdrowia!
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  2. No dobra, rozdział za mną. :D
    Ta rozmowa Evelyn z Sebastianem mnie poruszyła, naprawdę. Tak bardzo mi jej żal i chociaż sama chcę wierzyć w zapewnienia Sebastiana, że tym razem tego nie spieprzy, to mam wrażenie, że to zrobi. Albo, że jego narzeczona to zrobi. I aż się boję, co ty planujesz wymyślić.
    Dobra, nie będę się rozpisywać idę czytać najnowszy rozdział. :D

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz motywuje do dalszego pisania i wywołuje szeroki uśmiech na twarzy autorki :)
Wasze uwagi mogą mieć wpływ na mój warsztat, ale także na fabułę!
Za każdy wpis i odwiedzenie bloga ogromnie dziękuję :)

Obserwatorzy

Szablon stworzony przez Lune / Technologia Blogger / Credits: X X X